fan


Muzyka jest jedną z moich pasji. Słucham różnych gatunków – od lekkiej elektroniki po ciężkie brzmienia gitarowe, zahaczając po drodze o rozmaite style i ich mieszaniny. Nie będę ukrywał – spory wpływ na to, czego słucham, miała audycja Romantycy muzyki rockowej Tomasza Beksińskiego nadawana w latach 80. XX wieku na antenie radiowej Dwójki. Ale jako człowiek nieustająco spragniony nowych muzycznych doznań, cały czas poszerzam zakres tego, czym nękam swoje uszy. Mam jednak kilku faworytów, których twórczość ma dla mnie szczególne znaczenie i właściwie każdy przejaw ich aktywności przyjmuję bezkrytycznie.


Depeche Mode – słucham ich z pełną świadomością od 1985 roku. Cenię DM za to, że cały czas kombinują i - jak do tej pory – za każdym razem nagrywają płytę inną od wszystkich pozostałych. W całości przyjmuję też poboczne projekty członków DM – solowe płyty Martina Gore’a i Dave’a Gahana, dokonania Alana Wildera pod szyldem Recoil oraz to, co oferuje Vince Clarke: Yazoo i Erasure (choć w tym ostatnim przypadku już nie tak bezkrytycznie). Bywam na koncertach DM, zlotach fanów i pomniejszych imprezach depeszowskich.


Waltari – ten fiński zespół odkryłem na początku lat 90. przy okazji premiery krążka So Fine!. Dzięki niesamowitości, zabawności, umiejętności mieszania muzycznych gatunków, brzmieniu i swobodzie, od razu zawładnęli moją duszą. Udało mi się skompletować niemal całą ich dyskografię, a raz dotrzeć nawet na koncert (w Czechach, gdzie mają pokaźne grono fanów).


Yello – szwajcarscy szaleńcy. Najpierw trio, potem duet. Znakomite brzmienie, fantastyczne dźwięki. Bardzo lubię też solowe dokonania Borisa Blanka, Dietera Meiera i Carlosa Perona.


Lech Janerka – już straciłem rachubę, na ilu koncertach Janerki byłem. Uwielbiam muzykę i teksty (właściwie jest to jedyny wykonawca, u którego zwracam uwagę na warstwę literacką utworów). Niepodważalny numer jeden jeśli chodzi o polską scenę muzyczną.


Ultravox – kwintesencja tego, co podobało mi się w muzyce w latach 80. ubiegłego wieku. Od razu dokładam tu Visage, a to za sprawą Ure’a (który razem z  Gorem i Janerką tworzy moją muzyczną świętą trójcę), łączącego oba projekty. Właściwie to dwie postacie z Ultravox są dla mnie najważniejsze – właśnie Midge Ure oraz John Foxx, za którego licznymi dokonaniami staram się nadążać. I co istotne – udało mi się zobaczyć obydwu panów na żywo.

I to są ci najważniejsi. Wśród innych wykonawców, po których też sięgam z nieukrywaną przyjemnością, są m.in. Alice In Chains, Senser, David Bowie, Die Krupps, Joe Satriani i Marty Friedman.

2 komentarze:

  1. Piotrze, zobaczyłem chłopaków w poniedziałek w teleekspresie
    Covery DM i gwiazdy kina , trochę o nich poczytałem , koncerty pod koniec roku, chyba są świadomi co robią

    https://www.youtube.com/watch?v=S9f-mO_rwls
    https://www.youtube.com/watch?v=Xr13Vu8aj1Q

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie najgorsze, ale jeśli to kolejny coverband grający podobnie jak DM i stylizujący się na DM, to mnie takie sprawy nie podniecają za bardzo. :)

      Usuń