czwartek, 26 stycznia 2017

Muzyczne rozkosze #28: Visage - The Wild Life



W sklepie na stronie zespołu Visage napisali właśnie, że widoczny na zdjęciu limitowany zestaw jest już "sold out". Tym bardziej się więc cieszę, że w odpowiednim momencie go zamówiłem. Siedem płyt, dwie naklejki oraz pięć kart pocztowych (w tym jedna z autografami czworga muzyków ostatniego składu Visage - Steve'a Barnacle'a, Lauren Duvall, Robina Simona i Logana Sky) - dla oddanych miłośników Visage to bardzo interesujący zestaw. Choć oczywiście nie brakuje w sieci komentarzy o żerowaniu na ludzkiej tragedii i odcinaniu kuponów od dawnej sławy. Mnie - oddanemu miłośnikowi - to nie przeszkadza.

Cóż mamy na krążkach? Podstawową wersję The Wild Life (The Best Of, 1978 to 2015) z największymi przebojami zespołu z początku lat 80. i tymi mniej znanymi z obecnego tysiąclecia. Mamy też The Wild Life (The Best Of Extended Version And Remixes, 1978 to 2015) z zawartością jak w tytule - wydłużoną lub zremiksowaną. Na Fierce Verve (The Wild Life Instrumentals) znalazły się wersje instrumentalne oraz remiksy pozbawione wokali - niestety, z wykorzystaniem utworów głównie z dwóch ostatnich albumów studyjnych, tym niemniej - ciekawe. Kolejne trzy płyty to instrumentalne wersje ostatnich krążków Visage: Hearts And Knives, Demonds To Diamonds oraz koncertowego Orchestral. I wreszcie rzecz siódma, dla mnie najciekawsza - wypalona na CD-R wersja download The Wild Life. A na niej - nagrane w latach 2013-2014 nowe wersje klasycznych hitów Visage - Fade To Grey, Mind Of A Toy, Visage, The Anvil, Night Train, The Damned Don't Cry i Pleasure Boys. Odświeżone utwory nie odbiegają aż tak bardzo od tych sprzed ponad 30 lat, ale różnice są zauważalne. Mamy też nowe kawałki (jak mniemam - nagrane jeszcze za życia Strange'a) - Tightrope oraz The Silence (przy czym na podstawowej wersji The Wild Life jest tylko ten drugi).

Po śmierci lidera i wokalisty Visage, jego najbliżsi powołali do życia The Steve Strange Collective. I to właśnie ta organizacja odpowiada za wydanie ostatniego studyjnego albumu Visage oraz opisany zestaw płyt (nadal można go zdobyć, ale kupując każdy krążek osobno, no i bez płyty CD-R oraz druków ulotnych). Jeśli ów kolektyw dotrze jeszcze do jakichś zaginionych nagrań Strange'a, chętnie się z nimi zapoznam.

niedziela, 22 stycznia 2017

2016 - autopodsumowanie

Po pierwsze - to był bardzo pracowity rok (ale w sumie - który nie był...). Co jednak istotne, a może nawet najistotniejsze - był to rok jednej, bardzo ważnej zmiany. Po ponad trzech latach pracy, zmieniłem barwy klubowe przechodząc z Domu Literatury w Łodzi (który był instytucją prowadzącą nasze Łódzkie Centrum Komiksu przy ul. Piotrkowskiej) do EC1 Łódź - Miasto Kultury. Nowe miejsce to nie tylko zmiana zasadniczego współorganizatora Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier czy konieczność wdrożenia się w inny system pracy, ale też nowe wyzwania, w tym to najważniejsze - stworzenie Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej.

Po drugie - jak co roku, udało nam się przygotować kolejną, tym razem dwudziestą siódmą już, edycję MFKiG. Na pewno dobrym rozwiązaniem było przeniesienie spotkań strefy komiksowej, za którą odpowiadam, do sal konferencyjnych na Stadionie Miejskim. Mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie, aby tę sytuację utrzymać. Cieszę się też z gości, polskich i zagranicznych, których udało się ściągnąć do Łodzi. Wystarczy tylko wspomnieć, że z zagranicy przyjechali do nas m.in. Scott McCloud, Joan Cornella, David B., Bedu, Tyler Crook, Paul Tobin, a także Milo Manara, Marvano, Simon Bisley, Tom Grindberg, Grzegorz Rosiński czy Marzena Sowa. Myślę, że był to całkiem udany festiwal.

Po trzecie - bywałem tu i ówdzie. Wszędzie z wielką przyjemnością. Na początku roku odwiedziłem Wrocław, gdzie spędziłem wspaniałe chwile na Złotych Kurczakach (kto nie wie - to festiwal komiksu alternatywnego). Byłem też jednym z jurorów w konkursach towarzyszących tej imprezie, co traktuję jako niebagatelne i miłe wyróżnienie. W marcu z ochotą wziąłem udział w 5. Krakowskim Festiwalu Komiksu, a w maju w kolejnej edycji Festiwalu Komiksowa Warszawa. W drugiej połowie roku można mnie było spotkać ponownie we Wrocławiu - tym razem na Polconie (miałem tam prezentację oraz jurorowałem w komiksowym konkursie); na krakowskim Salonie Komiksu przy okazji targów książki (też z prezentacją) oraz na debiutującej w grudniu warszawskiej imprezie pod nazwą Niech Żyje Komiks!, którą uważam za bardzo obiecującą.



Po czwarte - dwukrotnie wywiało mnie za granicę. W czerwcu byłem w Strasbourgu, gdzie - wspólnie z Piotrem Machłajewskim z BWA w Jeleniej Górze - zrobiliśmy wystawę polskiego komiksu oraz wzięliśmy udział w tamtejszym, oczywiście komiksowym, festiwalu. Natomiast wcześniej - w kwietniu - spędziłem niemal tydzień w Petersburgu, biorąc udział jako scenarzysta w jedenastej edycji międzynarodowego projektu City Stories.


Po piąte - publikacje. Skoro wspomniałem już o Petersburgu, to zacznę od antologii City Stories, w której znalazła się napisana przeze mnie 9-stronicowa historia Wyzwanie, narysowana przez Julię Nikitinę oraz dwie jednoplanszówki Przygody rudawego gołębia z rysunkami Maszy Bogatowej. A teraz już chronologicznie: Twarde S(z)utki - wymyśliłem, zebrałem zawartość, a nawet popełniłem jednoplanszowy komiks. To była świetna zabawa i myślę, że zrobię jeszcze kiedyś niezobowiązującego zina. Dużym wyzwaniem było natomiast przygotowanie zeszytu ćwiczeń z podstaw języka komiksu. Ukazał się on pod tytułem Młodzieżowa Akademia Komiksowa, a wymyślone przeze mnie treści narysował Robert Trojanowski. Wydaniu zeszytu towarzyszyła seria warsztatów w różnych miejscowościach województwa łódzkiego. Potem pomogłem w wydaniu antologii komiksów Łódź. Miejskie historie o postaciach historycznych związanych z Łodzią. Scenariusze napisał Robert Popielecki, a graficznie przedstawili je Michał Arkusiński, Tomasz Tomaszewski i Maciej Pałka. Ponadto zredagowałem katalog i informator 27. MFKiG oraz zrobiłem dwa numery eMeFki News. No i przez cały rok w miesięczniku Ziemia Łódzka ukazywały się kolejne odcinki serii Pik i Robi, rysowanej przez wspomnianego już Roberta Trojanowskiego.



Po szóste - inne, nie mniej ważne działania. Jak co roku byłem jurorem w konkursie komiksowym organizowanym przez Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy nr 3 w Łodzi. Oceniałem też komiksowe prace nadesłane na konkurs zorganizowany przez Pałac Herbsta (czyli oddział Muzeum Sztuki w Łodzi). W obydwu instytucjach poprowadziłem warsztaty. A skoro o warsztatach mowa, to wspólnie z Tomkiem Tomaszewskim i Jakubem Wiejackim przekazywałem młodzieży wiedzę o komiksie podczas bardzo fajnej imprezy pod nazwą Tour de Blachon. Wydarzenie zorganizowane przez Honorowy Konsulat Francji w Łodzi, przy wsparciu m.in. łódzkiej szkoły im. Gortata i naszego festiwalu, odbyło się w listopadzie na terenie Manufaktury. A skoro mowa o Manufakturze, to w galerii handlowej przez niemal cały rok wisiały (i wiszą dalej) wielkoformatowe rysunki, wymyślone przeze mnie, a narysowane przez Tomka Tomaszewskiego, Michała Arkusińskiego, Roberta Trojanowskiego i Adriana Madeja. A jeśli mowa o Adrianie, to ten utalentowany artysta przygotował serię ilustracji (w dużej części do moich pomysłów), które czekają na wydrukowanie w dużym formacie i wyeksponowanie, ale już nie w Manufakturze. Co jeszcze? Tomek Tomaszewski narysował komiks do mojego scenariusza dla dużej firmy budowlanej ze Skandynawii, który czeka na wydrukowanie. Z tym samym utalentowanym rysownikiem wróciłem do porzuconej serii Moje biurko. Mam dużą nadzieję, że świąteczny odcinek będzie sygnałem do zrobienia czegoś więcej.


Po siódme - mam sporo planów na 2017 rok i nie omieszkam części z nich zrealizować.

niedziela, 15 stycznia 2017

Muzyczne rozkosze #27: The Best Of 2016



Przyznaję - mam spory rozrzut w moich muzycznych zainteresowaniach, co widać w poniższym zestawieniu. I ciągle sięgam zazwyczaj po artystów już przeze mnie docenionych. Jasne, że szperam w sieci oraz patrzę na to, czego słuchają inni. I czasem coś ciekawego odkryję, ale gdy przychodzi do podsumowania roku, okazuje się, że na liście tego, co mnie najbardziej zauroczyło, znajdują się praktycznie same muzyczne wygi.

1. Metallica - Hardwired... To Self-Destruct. Słucham tej płyty nieustająco. Hetfield i spółka wreszcie nagrali świetny album - moim zdaniem jeden z lepszych w ich karierze. A już na pewno najlepszy od czasu, gdy światło dziennie ujrzała Metallica. Warto zakupić wydanie 3-płytowe - na bonusowym krążku są cztery dodatkowe utwory studyjne oraz dziesięć świeżych nagrań koncertowych - głównie klasyków Metalliki z lat 80.

2. David Bowie - Blackstar. Pożegnalna płyta Mistrza. Tylko siedem utworów, w tym jeden znany już wcześniej, ale cóż to jest za album! Jakiż on ma klimat! Ileż tam się dzieje! Jak bardzo chce się do niego wracać, choć nie jest to muzyka lekka, łatwa i przyjemna!

3. Yello - Toy. O tej płycie już pisałem. I zdania nie zmieniłem. Jest świetna! :)

4. Łąki Łan - Syntonia. I znowu progres! I znowu bardzo dobra płyta! Łąki Łan konsekwentnie trzyma się swojego przyrodniczego wcielenia, co nie przeszkadza w tworzeniu atrakcyjnej muzyki i takich też - pełnych słownych zabaw - tekstów. Płyta jest świetnie wyprodukowana, dużo na niej intrygującej elektroniki. Niemałym zaskoczeniem jest dla mnie utwór Rozanielacz dusz - wzbogacona o warstwę tekstową i przearanżowana wersja instrumentalnego kawałka Traktor, grywanego do tej pory przez ŁŁ tylko na koncertach. Radość, disco, funk i relaks!

5. Jean-Michel Jarre - Electronica 2 - The Heart Of Noise. Druga część bardzo fajnego projektu Jarre'a, który do napisania wspólnych utworów zaprosił znanych i mniej znanych artystów, reprezentujących dość różne gatunki muzyczne. Na Electronice 2 mamy kolaborację Jean-Michela m.in. z Pet Shop Boys, Gary Numanem, Peaches, The Orb, Yello czy Cyndi Lauper. Płyta jest mocno zróżnicowana, dzięki czemu bardzo dobrze jej się słucha.

6. Brodka - Clashes. Druga "dorosła" płyta Brodki. Znacznie odmienna od tego, co piosenkarka zaproponowała na wydanej sześć lat wcześniej Grandzie. Przede wszystkim jest mroczniej, melancholijniej. Przeważają spokojne tempa (za wyjątkiem może trzech utworów) i jest zdecydowanie bardziej alternatywnie niż popowo. Płyta w całości zaśpiewana jest po angielsku i jest to bardzo dobry krążek.

7. Agnieszka Chylińska - Forever Child. A tu płyta w całości zaśpiewana po polsku i jakże inna niż ta Brodki. Po zdecydowanie popowej płycie Modern Rocking, Chylińska postanowiła wrócić trochę do rocka i wydzierania się, jednocześnie nie rozstając się z popem i piosenkami z wpadającym w ucho refrenem. Jest przebojowo, różnorodnie, ostro i łagodnie, elektronicznie i gitarowo, momentami mocno zaskakująco. Udany powrót Agnieszki.

8. Jean-Michel Jarre - Oxygene Trilogy. Jeszcze raz Jarre. Tu już w repertuarze, do jakiego nas przyzwyczaił, czyli całkowicie instrumentalnym. Na 3-płytowym wydawnictwie znalazły się wszystkie części cyklu Oxygene - pierwszy z 1976, drugi z 1997 i ostatni, najnowszy z 2016 roku. Pierwszy krążek pozostanie tym najbardziej znanym. Drugi, choć nagrany 20 lat po pierwszym, jest bardzo podobny do poprzednika w warstwie dźwiękowej. Natomiast ostatni, ubiegłoroczny, Jarre nagrał wykorzystując nie tylko instrumenty analogowe o charakterystycznym brzmieniu, ale całą gamę współczesnych syntezatorów i innych wynalazków, co słychać i co spowodowało, że trzecia część Oxygene różni się od wcześniejszych. Tym niemniej - trylogii słucha się z prawdziwą przyjemnością.

9. Waltari - Monk-Punk - Special Anniversary Edition. Smaczek dla znawców, czyli reedycja debiutanckiej płyty moich ulubionych Finów. Na krążku dołączonym do podstawowej wersji albumu, dostaliśmy interesujący zestaw piętnastu przeróżnych wersji demo najstarszych utworów Waltari.

10. Depeche Mode - Video Singles Collection. Wreszcie! Pięćdziesiąt pięć wideoklipów Depeche Mode w jednym wydawnictwie. Do tego cztery bonusowe, mniej znane teledyski  (oczywiście dobrze znane wszystkim zagorzałym fanom) i dużo komentarzy w wykonaniu Martina, Dave'a i Andrzeja. Jest co oglądać i czego słuchać!

11. Andrzej Korzyński - Akademia Pana Kleksa. Original Motion Pictures Soundtrack. Znakomita ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Andrzeja Korzyńskiego, po raz pierwszy wydana na płycie. "Kosmiczne disco, elektroniczne eksperymenty i szlachetna orkiestra smyczkowa" - tak opisuje krążek wydawca, czyli GAD Records i opis ten dokładnie oddaje zawartość albumu. 25 kompozycji, żadnych piosenek śpiewanych przez Piotra Fronczewskiego czy dziecięcych aktorów. Tylko motywy instrumentalne!

12. Karel Svoboda - Pszczółka Maja. Original TV Series Soundtrack. I jeszcze jeden soundtrack od GAD Records. Interesujące doświadczenie muzyczne - nie tylko sentymentalna wycieczka w lata 70. i 80., ale i możliwość obcowania ze świetnymi motywami muzycznymi.

W zestawieniu brakuje kilku krążków, które ukazały się w 2016 roku, ale nie wpadły jeszcze w moje ręce - chociażby akustycznej płyty Simple Minds czy nowej propozycji od Johna Foxxa i The Maths.

wtorek, 3 stycznia 2017

20 razy Pik & Robi


Spóźnione, ale szczere, czyli rzecz o serii Pik i Robi, ukazującej się na łamach Ziemi Łódzkiej. Oto bowiem zupełnie niedawno, czyli pod koniec listopada 2016 roku, we wspomnianym miesięczniku ukazał się jubileuszowy, dwudziesty odcinek przygód tytułowych bohaterów. Korzystając z okazji postanowiłem przypomnieć, skąd Pik i Robi tak naprawdę się wzięli.

Oczywiście nie jest tajemnicą, że Pik i Robi to rysunkowe wcielenia Piotra Pika Kasińskiego (odpowiedzialnego za zdecydowaną większość scenariuszy) i Roberta Robiego Trojanowskiego (autora zdecydowanie wszystkich ilustracji i komiksów). Roberta poznałem jesienią 1990 roku na warsztatach dziennikarskich Świata Młodych i dość szybko znaleźliśmy grubą nić (wręcz linę) porozumienia. Poniżej - chyba pierwsze (a na pewno jedno z pierwszych) wspólne zdjęcie, zrobione na warszawskiej Woli.


Jako Pik i Robi zadebiutowaliśmy w 1992 roku na łamach wspomnianego Świata Młodych, w satyrycznej rubryce Z notatnika hyziofrenika. Nasze sympatyczne pyszczki pojawiały się potem tu i ówdzie przy różnych okazjach.


Ale dopiero w 2001 roku Pik i Robi stali się bohaterami komiksu. Nasza debiutancka historyjka nosiła tytuł Klucz i zrobiliśmy ją na konkurs towarzyszący Międzynarodowemu Festiwalowi Komiksu w Łodzi. Pik i Robi wyglądali w tym komiksie tak jak na poniższym obrazku.


W 2007 roku zacząłem pisywać o komiksie do magazynu Slajd. Miesięcznik złożył przy okazji zapotrzebowanie na żartobliwe, jednoplanszowe komiksy. To właśnie wtedy pojawili się Pik i Robi z fizjonomiami bardzo zbliżonymi do tych, jakie mają w historyjkach w Ziemi Łódzkiej (wszystkie opublikowane w Slajdzie plansze znalazły się potem w antologii The Bjuti). Z ciekawostek - wybrane odcinki Pika i Robiego zostały przetłumaczone na język węgierski celem publikacji z magazynie Papirmozi.


W międzyczasie, głównie za sprawą Roberta, zaczęły powstawać żarty rysunkowe oraz 2-4 kadrowe paski, których bohaterami byli oczywiście Pik i Robi. Spory zbiór tych króciaków można znaleźć na blogu Pika i Robiego.


We wrześniu 2014 roku Pik i Robi po raz pierwszy dali się poznać czytelnikom Ziemi Łódzkiej - miesięcznika wydawanego przez Urząd Marszałkowski w Łodzi. Od tamtej pory, dość regularnie, opowiadają w zabawny sposób (przynajmniej tak nam się wydaje, że jest w tym wszystkim odrobina humoru) o ciekawostkach związanych z łódzkim regionem. Pierwszych dziesięć odcinków wraz z premierową, 10-stronicową opowieścią o myśleniu projektowym, znalazła się w albumiku Tajemnice Łódzkiego, czyli Pik i Robi na tropie myślenia projektowego (nakład - 20 tysięcy egzemplarzy). Przez ostatnie miesiące Pik i Robi pojawiali się też na facebookowym fanpage'u Promuje Łódzkie, zachęcając do poznawania i dzielenia się wiedzą na temat naszego regionu.


W grudniu 2016 roku w Ziemi Łódzkiej ukazał się dwudziesty pierwszy odcinek Pika i Robiego. A kolejny właśnie powstaje.