Lech Janerka to bezapelacyjnie mój numer jeden jeśli chodzi o polską muzykę. Jest tak od chwili, gdy jeszcze w latach 80. kupiłem czarny krążek Klausa Mitffocha. Do tej jednak pory Janerka nie miał w dyskografii koncertu z prawdziwego zdarzenia (poza krótkim, akustycznym występem dla Radia Łódź, wydanym na płycie w 1993 roku). Sytuacja wreszcie się zmieniła - za sprawą DVD z cyklu Najmniejszy koncert świata (który to cykl prezentuje także innych wykonawców). Na płycie znalazło się 20 utworów z większości Janerkowych płyt (szkoda, że zabrakło choć po jednym kawałku z płyt Ur i Bruhaha, ale nie umniejsza to jakości występu). Co ważne, Lech ma dwóch nowych muzyków w składzie (tradycyjnie perkusistę i gitarzystę), którzy radzą sobie znakomicie i wnoszą powiew "inności" do kompozycji lidera. Koncertu słucha się rewelacyjnie, ogląda jakby troszkę mniej - chyba za sprawą zbyt inwazyjnego oświetlenia. Całość wydana została w schemacie - płyta + książeczka. Tekst interesujący, zdjęcia koncertowe. Redakcja mogła postarać się o pełną dyskografię, ale w końcu ten kto się interesuje, ten się dowie.
Joe Satrianiego lubię pewnie krócej niż Janerkę i pewnie trochę mniej, ale na tyle mocno, żeby kupić jego ostatni krążek. Black Swans And Wormhole Wizards nie zawodzi - jest rockowo, momentami bluesowo, melodyjnie, oczywiście wirtuozersko, ale bez przekraczania granic dobrego smaku i jak na gitarowe granie - w niektórych utworach całkiem "klawiszowo". Przyjemnie się tego słucha.
Dwupłytową składankę Ultra Electro wygrzebałem w małym muzycznym antykwariacie w Lizbonie. Rzecz nienowa, ale warta zwrócenia uwagi. Kompilację przygotował amerykański didżej David Waxman z Ultra Records. Pierwszy krążek to świetnie ułożone w jeden długi set utwory uznanych marek, takich jak Gorillaz, Depeche Mode, New Order, Ladytron, Moby, Goldfrapp czy Royksopp. Trudno ustać w miejscu słuchając tego zestawienia. Na drugim krążku wykonawcy mniej znani, ale wiedzący, co zrobić, aby spowodować energiczny ruch na parkiecie. Niemal dwie godziny znakomitej zabawy!
I na koniec Alice In Chains. To jedyny zespół, który zaintrygował mnie w dobie grunge'u (może jeszcze trochę Soundgarden), i którego chętnie słucham do dziś. Brakowało mi dwóch EP-ek AiC - Jar Of Flies i SAP, więc gdy zobaczyłem ich specjalne wydanie w jednym pudełku, nie mogłem się oprzeć. Raptem 11 kawałków na dwóch krążkach, ale jak to jest zagrane i zaśpiewane! Muzyka tylko dla optymistów. :)
ALice In Chains - Jar of flies to muzyka dla optymistów ? O kurczę .... To przez tyle lat nie wiedziałem,że należę do tego grona :D. Wg mnie jest to ich najlepsza płyta. Perfect! Klimat taki, że z krzesła nie chce się wstawać bez wyraźnego powodu :).
OdpowiedzUsuńpzdr
M-Volta
No właśnie napisałem o tym optymizmie przekornie. :) Przecież całe AiC to jeden wielki dół i emocjonalna Syberia, przy czym zupełnie to na mnie to nie działa :)
OdpowiedzUsuń