środa, 25 listopada 2015

Muzyczne rozkosze #23: Gore vs. Gahan, czyli DM solo


Ale zanim o przedsięwzięciach panów G. - wiedzcie, że Andrew Fletcher też rozwija działalność indywidualną. Z kompozycji i tekściarstwa nigdy nie miał za dobrych ocen (stąd brak solowych płyt jego autorstwa) - po raz kolejny wyruszył więc w didżejskie tournee. Swój taneczny set zaprezentuje m.in. 12 grudnia na zlocie fanów Depeche Mode w Katowicach. Będzie zabawa? ;)

Ostatnimi laty, w przerwach między płytami DM, Gore i Gahan nie próżnowali. Zwłaszcza Gahan, który do tej pory miał na koncie dwa albumy wydane pod własnym nazwiskiem oraz krążek stworzony wspólnie z Soulsavers. Gore wydał w tym samym czasie drugi album z kowerami oraz płytę techno z Vincem Clarkiem. Rok 2015 przyniósł nowe nagrania od panów G. Najpierw Martin, ukryty pod pseudonimem MG, przygotował krążek z elektroniczną muzyką instrumentalną. Zaś kilka tygodni temu Dave, po raz drugi z pomocą Soulsavers, wydał płytę Angels & Ghosts. Obydwie produkcje łączy właściwie tylko jedno - fakt, że Gore i Gahan są członkami Depeche Mode. No i może jeszcze to, że nie są to propozycje właściwe dla ortodoksyjnych fanów DM. :)

Przyznam, że muzyczna podróż, w jaką ze swoją muzyką zabiera Gore, bardziej mi odpowiada od propozycji Gahana. MG to szesnaście instrumentalnych kompozycji, które doskonale sprawdziłyby się jako soundtrack filmu science fiction. W utworach Martina odnajdujemy - z jednej strony melancholię i przestrzeń, z drugiej niepokój, nerwowość i klaustrofobię, a wszystko połączone kosmicznym chłodem. Mało jest w tej muzyce "depeszowatości", choć to czystej wody elektronika. Jest za to minimalizm i ambient, jest odrobina szorstkiego industrialu, jest brzmienie starych syntezatorów zmieszane z tym, co w muzyce synth obecnie w modzie. Niektórzy twierdzą, że gdyby nie nagrał tej płyty Gore, mało kto zwróciłby na nią uwagę. I że tak naprawdę, byle kto mógłby taki krążek sprokurować. A niech sobie twierdzą. Każdemu wolno się mylić. :)

Gahan po raz drugi wybrał się na wycieczkę z Soulsavers. Chłopcy zabrali ze sobą bluesa, gospel, żeńskie chórki, trochę smyczków i pianina, nie zapominając o dęciakach, amerykańskim graniu gitarowym i brzmieniu organów Hammonda. No i przepełnionym emocjami wokalu Dave'a. Mimo braku oczywistych melodii (a może dzięki temu) Angels & Ghost płynie dość przyjemnie od początku do końca. Jest nostalgicznie, może momentami odrobinę za łzawo, ale najwyraźniej Gahan potrzebuje powyrzucać ze swojego jestestwa zalegające jeszcze tu i ówdzie dawne winy i grzechy. Muzyka DM jest być może dla tej potrzeby zbyt uporządkowana i zcyfryzowana. Dobrze więc, że udaje mu się to z Soulsavers. Angels & Ghost wywołuje u krytyków (i fanów DM) bardzo skrajne opinie - od zachwytów po mieszanie z błotem. U mnie ma naciąganą czwórkę.

1 komentarz:

  1. Na to czekałem - teraz wiem :) i siegnę po ten "kosmos" bo gospel nie za bardzo... dzięki PIku. / robi :)

    OdpowiedzUsuń