środa, 17 marca 2010

Koncertowo


To były dwa znakomite muzyczne wieczory. Najpierw, w ostatni czwartek, wybrałem się do klubu Jazzga na występ zespołu Dick4Dick. Obejrzenie i wysłuchanie ich koncertu miałem w planach od dawna, ale mimo nadarzających się okazji, nie udało mi się tych planów zrealizować. Tym razem zdopingował mnie chyba fakt, że na perkusji w Dickach od jakiegoś czasu gra Jacek Frąś. No i nowa płyta, którą ciągle znam wyrywkowo (ale to się lada moment zmieni), też mnie do koncertu zachęciła. I niech mi teraz ktoś powie, że nie ma w Polsce ciekawych zespołów, i że tylko Doda, Feel i Bracia. Dick4Dick nie jest może odkrywczy, ale to co ma do zaproponowania, jest interesujące i intrygujące. Podobają mi się u nich zabawy rytmem, akuratna doza brzmień elektronicznych i wzajemne uzupełnianie się przez dwóch wokalistów. Jeśli tylko zobaczycie gdzieś w swoim mieście anons koncertu Dick4Dick - skorzystajcie z okazji bez najmniejszych wątpliwości.


Dzień później nie było już tak kameralnie i zawadiacko. Dzień później była muzyczna uczta przez duże U. Bilet na koncert Rammstein w łódzkiej Atlas Arenie kupiłem bardzo późno - gdy się za nim zacząłem rozglądać, szanse wydawały się zerowe. Na szczęście dystrybutor rzucił jeszcze pewną partię wejściówek na 2-3 tygodnie przed występem Niemców i udało się. Powiem krótko - moja szczęka leżała na płycie Areny przez dwie godziny, a oczy jeszcze długo po koncercie miałem jak 5 zł. To było rewelacyjne show! Oczywiście muzycznie jak najbardziej, ale przede wszystkim wizualnie. Ogień w rozmaitych konfiguracjach buchał ze sceny niemal w co drugim kawałku. A jak nie ogień, to para, a jak nie para, to eksplodowały materiały pirotechniczne. A czasem buchało wszystko naraz. Do tego wspaniała gra świateł i mocno industrialna scenografia. Polska publiczność jak zwykle stanęła na wysokości zadania - widać było, że entuzjazm publiki udzielił się zespołowi. Część repertuaru była dla mnie zupełnie nowa, bo dokładne śledzenie kariery Niemców zakończyłem po pierwszych trzech płytach i tylko te posiadam. Jestem jednak przekonany, że nie omieszkam zapoznać się z kolejnym ich albumami, choć wiem, że nie są już tak bogate w elektronikę, jak pierwsze dwa. Czasami zdarzają się koncerty, po których zastanawiam się, za co zapłaciłem aż tyle kasy. W przypadku Rammstein cena bilety była warta tego, czego doświadczyłem. Mam nadzieję, że Niemcy wydadzą z tej trasy koncertowe DVD. I jeszcze garść fotografii z koncertu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz