Zleciało niczym strzał z bicza. Tym bardziej, że większość urlopu spędziłem w okolicznościach obozu jeździeckiego (co wcale nie znaczy, że zasiadłem w siodle). Zamieszkiwaliśmy na obrzeżach Witnicy (mniej więcej w połowie drogi między Gorzowem a Kostrzynem) w leśnej agroturystyce. Okolica bogata w ptactwo i zwierzynę (czaple na wyciągnięcie ręki, a ongiś i bociany czarne tam widywano) oraz napoje. Na te ostatnie chciałbym zwrócić uwagę, gdyż w Witnicy działa (i to długo, bo od 1848 roku) browar.
Wieczory po upalnych dniach (ale także i w te zimniejsze dni, choć nie było ich wiele) można było uatrakcyjniać co najmniej kilkoma gatunkami pożywnych, najlepiej dobrze schłodzonych napojów. Żadnych puszek, tylko butelki (zwrotne za okazaniem paragonu). Nie udało mi się przedrzeć przez całą ofertę browaru (zwłaszcza przez piwa eksportowe, bo ich w sklepach nie znalazłem), ale z tego, co popróbowałem, to Lubuskie jasne naturalne do gustu przypadło mi najbardziej. Nawet Witnicki Porter dawał radę, choć nie przepadam za ciemnymi piwami.
Kilka dni spędziliśmy w okolicach Bałtyku. Zanocowaliśmy m.in. w Wolinie i Dziwnowie. Ostatecznie przekonałem się, że jeśli wczasy nad morzem, to najwyżej 4-dniowe. Owszem, dzieciaki miały powody do radości i nawet opad nie był im straszny, gdy fikały na plaży i w wodzie (choć generalnie przeważała pogoda wakacyjna). Ale leżenie na piasku i zamienianie się w skwarkę to zdecydowanie nie dla mnie atrakcja. Na szczęście wieczorkiem można było ostudzić organizm niepasteryzowanym Bosmanem (butelki zwrotne, paragon).
Do festiwalu komiksowego raptem dwa miesiące. Niebawem nowe, ciekawe informacje. A na razie przypominam, że szykujemy antologię ku czci Tadeusza Baranowskiego, który kończy w tym roku emerytalne 65 lat. Pisze o tym chociażby Polter. Niestety, w tym roku nie będzie w Łodzi ani mistrza ani jego wystawy - raz, że z racji remontu nowego wiejskiego lokum wszystko ma w kartonach niedostępne, a dwa - planowaną operację kręgosłupa może mieć w okolicach początku jesieni. Umówiliśmy się zatem na festiwal przyszłoroczny. A Tadeuszowi Baranowskiemu życzę raz jeszcze dużo zdrowia!
Wieczory po upalnych dniach (ale także i w te zimniejsze dni, choć nie było ich wiele) można było uatrakcyjniać co najmniej kilkoma gatunkami pożywnych, najlepiej dobrze schłodzonych napojów. Żadnych puszek, tylko butelki (zwrotne za okazaniem paragonu). Nie udało mi się przedrzeć przez całą ofertę browaru (zwłaszcza przez piwa eksportowe, bo ich w sklepach nie znalazłem), ale z tego, co popróbowałem, to Lubuskie jasne naturalne do gustu przypadło mi najbardziej. Nawet Witnicki Porter dawał radę, choć nie przepadam za ciemnymi piwami.
Kilka dni spędziliśmy w okolicach Bałtyku. Zanocowaliśmy m.in. w Wolinie i Dziwnowie. Ostatecznie przekonałem się, że jeśli wczasy nad morzem, to najwyżej 4-dniowe. Owszem, dzieciaki miały powody do radości i nawet opad nie był im straszny, gdy fikały na plaży i w wodzie (choć generalnie przeważała pogoda wakacyjna). Ale leżenie na piasku i zamienianie się w skwarkę to zdecydowanie nie dla mnie atrakcja. Na szczęście wieczorkiem można było ostudzić organizm niepasteryzowanym Bosmanem (butelki zwrotne, paragon).
Do festiwalu komiksowego raptem dwa miesiące. Niebawem nowe, ciekawe informacje. A na razie przypominam, że szykujemy antologię ku czci Tadeusza Baranowskiego, który kończy w tym roku emerytalne 65 lat. Pisze o tym chociażby Polter. Niestety, w tym roku nie będzie w Łodzi ani mistrza ani jego wystawy - raz, że z racji remontu nowego wiejskiego lokum wszystko ma w kartonach niedostępne, a dwa - planowaną operację kręgosłupa może mieć w okolicach początku jesieni. Umówiliśmy się zatem na festiwal przyszłoroczny. A Tadeuszowi Baranowskiemu życzę raz jeszcze dużo zdrowia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz