Wakacje z Clintem Eastwoodem się zapowiadają. To mój numero uno, jeśli chodzi o film (mam nawet wypasiony album o Clincie, który przywiozłem sobie z zagranicy, bo w Polsce niewiele jest literatury na jego temat - chyba tylko biografia pióra Douglasa Thompsona i tomik z serii Movie Icons), a powody do radości są dwa. Po pierwsze TVN rozpoczął wczoraj cotygodniowe spotkania z Eastwoodem. Na pierwszy rzut poszedł obraz Lina z 1984 roku. Oceniać filmu nie będę, bo w przypadku Eastwooda jestem bezkrytyczny (mam tak też w przypadku kilku innych artystów, nie tylko filmowych). Ciekawostka jest za to taka, że w Linie swoją pierwszą rolę zagrała córka mistrza - Alison. Lat miała wtedy 12. Drugą ciekawostką jest natomiast fakt, że w ubiegłym roku w Łodzi wystąpił ze swoim jazzowym zespołem grający na basie Kyle Eastwood. Plotkowało się nawet o tym, że na koncert syna wybierze się ojciec, ale niestety, na plotkach się skończyło. Plotką nie jest natomiast drugi "eastwoodowy" powód do radości. Otóż za sprawą Edipresse trafiło dziś do kiosków Bez przebaczenia, rozpoczynając serię 20 filmów Clinta, które będą ukazywać się co 2 tygodnie z Przekrojem i Vivą. Co prawda zapowiadanego na 9 lipca Brudnego Harrego nie kupię, bo mam już wydanie dwupłytowe, ale następne Tylko dla orłów jak najbardziej.
I jeszcze kilka słów o sporcie. Bo się porobiło - Hiszpanie stracili 2 gole w meczu z USA, a że nie strzelili żadnego - nie awansowali do finału Pucharu Konfederacji. Dziś o krok od jeszcze większej sensacji byli piłkarze RPA. Brazylia, 5-krotny mistrz świata, zwycięskiego gola zdobyła dopiero kilka minut przed końcowym gwizdkiem. Mecz nie był porywający, uwagę moją zwróciła natomiast pewna prawidłowość. Otóż za każdym razem, gdy do piłki dochodził jedyny w drużynie RPA biały zawodnik, publiczność zaczynała buczeć (tym, którzy nie wiedzą oznajmiam, że zawody odbywają się w RPA właśnie, czyli u gospodarzy najbliższych mistrzostw świata). Może nagrabił sobie u kibiców czymś innym niż kolor skóry... Otóż nie! Okazuje się, że fani "kopanej" z RPA tak lubią Matthew Bootha, że zawsze, gdy jest przy piłce krzyczą jego nazwisko. Brzmi to rzeczywiście jak buczenie, a jest wyrazem ogromnej sympatii dla niemal 2-metrowego obrońcy. Ot, ciekawostka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz