Ależ mierzi mnie to narzekanie depeszowskich ortodoksów, że Gore z kumplami ostatnie dobre remiksy wypuścili w okolicach 1993-94 roku (a te najlepsze to w zasadzie w latach 80. zostały zrobione). Przesłuchałem już kilka razy ostatnie wydawnictwo
Depeche Mode -
Remixes 2: 81-11 i na pewno do tych narzekań się nie przyłączę. Trzypłytowe wydawnictwo (wersji składającej się z jednego krążka raczej nie polecam) broni się, ukazując olbrzymią różnorodność w podejściu do sztuki remiksowania, zmieniającej się wraz z upływem czasu. Przecież trudno robić remiksy w ten sam sposób w połowie lat 80. i ponad 20 lat później, gdy w muzyce zmieniło się tak dużo. DM zawsze albo samo wyznaczało trendy albo szło z duchem muzycznych zmian i mód. I to w depeszowskich remiksach zebranych na
Remixes 2 słychać (a właściwie to "depeszowskich", bo chłopcy z DM do żadnego z remiksów ręki nie przyłożyli). Z przeróbek kawałków DM zrobionych w 2011 roku specjalnie na tę składankę, najbardziej podobają mi się
Personal Jesus - Alex Metrix Remix,
Behind The Wheel - Vince Clarke Remix i
Tora! Tora! Tora! - Karlsson and Winnberg Remix. Nienajgorszy jest też singlowy
Personal Jesus przygotowany przez Stargate'a. Nie przyłączę się natomiast do zachwytów nad remixem Alana Wildera. Jedno muszę jednak przyznać - z dość pogodnego
In Chains Wilder znakomicie zrobił recoilowy półmrok. Zebrane na
Remixes 2 utwory, choć pochodzą z różnych okresów, tworzą przyjemną w słuchaniu, daleką od monotonii całość.
Yello by Yello - The Anthology to rzecz ubiegłoroczna, ale że - co dało się zauważyć - miałem delikatną przerwę w blogowaniu, dopiero teraz odnotowuję fakt jej pojawienia się. Oczywiście absolutnie nie warto sięgać po żadną inną wersję tej składanki niż czteropłytowy box. A co w środku? Po pierwsze - płyta DVD z 23 teledyskami (przy czym cztery z nich to wycinki z wirtualnego koncertu
Yello, dołączonego do albumu
Touch Yello). Po drugie - płyta
The Singles Collection 1980-2010. Zaś po trzecie i czwarte - dwa krążki
The Anthology, na których oprócz starych nagrań, znalazły się trzy premiery (w tym rewelacyjne
Tears Run Dry z niejaką Malią na wokalu). Całość uzupełnia bardzo ładna książeczka opisująca zawartość płyt, ozdobiona zabawną sesją zdjęciową, zawierającą polski akcent. Samej muzyki Yello przedstawiać nie trzeba. Zawsze na czasie, zawsze inaczej, zawsze z klasą i elegancją. Ponad 60 utworów zebranych na płytach potwierdza, że Yello to muzyczni geniusze.