wtorek, 30 marca 2010

Pracoholizm?


Na szczęście to jeszcze nie ten etap uzależnienia. Ale na brak pracy nie narzekam, co niestety wiąże się z rzadszymi wpisami na blogu. A taki chciałem być systematyczny...

Ostatni weekend spędziłem poza Łodzią. Razem z ekipą MFKiG wybrałem się na Bydgoską Sobotę z Komiksem. Bardzo to była przyjemna impreza, porządnie przygotowana i fajnie zlokalizowana. Sporo znajomych twarzy, dzięki czemu udało się rzeczowo porozmawiać z tym i owym o tym i o owym, głównie o sprawach wystawowych i festiwalowych. Garść fotografii wiernie oddających znakomitą atmosferę bydgoskiej imprezy znajdziecie tutaj. A w drodze powrotnej, już w niedzielę, zatrzymaliśmy się na spacer i kawę w Toruniu, a na obiad i kilka głębszych wdechów przy tężniach - w Ciechocinku. To naprawdę wielka frajda pojechać na komiksową imprezę do innego miasta i trochę jej pozażywać. Bo nie pamiętam już, kiedy na festiwalu w Łodzi byłem na całym spotkaniu z jakimś artystą. Ba, nawet wieczorne imprezy opuszczam znacznie wcześniej niż by to wypadało uczynić. Tylko żeby nie było, że narzekam. :)

Podobnie z pracą - gdzieżbym śmiał narzekać. Ot, trzeba tylko nerwy trzymać mocniej na wodzy. I skupiać się na naprawdę istotnych rzeczach. A jest nad czym. Nasza ekipa jednocześnie pracuje nad: wystawą, która zostanie pokazana podczas Komiksowej Warszawy; programem komiksowej imprezy dla dzieci, którą szykujemy wspólnie z Europejskim Centrum Bajki na 2 maja w Pacanowie; wystawą komiksu polskiego w Neapolu, wystawą komiksu polskiego w Moskwie; polsko-portugalskim City Stotries; międzynarodowym komiksowym projektem dotyczącym Grunwaldu i oczywiście 21. MFKiG (mamy już m.in. potwierdzonych dwóch gości z USA). Lada chwila wspólnie z Tomkiem Tomaszewskim zaczynam serię warsztatów komiksowych w Zgierzu. A przecież na bieżąco zajmujemy się promocją w ŁDK. Do tego jeszcze pisanie wniosków do różnych instytucji i ich aktualizowanie. I masa mniejszych i większych spraw. Zaprawdę - nie narzekam na nudę. :)


I już po fakcie - Paweł Kwiatkowski znowu miał wystawę. Tym razem w Łódzkim Domu Kultury. No nie mogę już na nią zaprosić, bo właśnie została zdjęta (zapraszałem na facebooku). Na wernisaż przyszły tłumy, a Kwiatek już szykuje się do kolejnego konkursu. A co za tym idzie, jak mniemam - do kolejnych wystaw. Pamiętajcie - Paweł Kwiatkowski!

środa, 17 marca 2010

Koncertowo


To były dwa znakomite muzyczne wieczory. Najpierw, w ostatni czwartek, wybrałem się do klubu Jazzga na występ zespołu Dick4Dick. Obejrzenie i wysłuchanie ich koncertu miałem w planach od dawna, ale mimo nadarzających się okazji, nie udało mi się tych planów zrealizować. Tym razem zdopingował mnie chyba fakt, że na perkusji w Dickach od jakiegoś czasu gra Jacek Frąś. No i nowa płyta, którą ciągle znam wyrywkowo (ale to się lada moment zmieni), też mnie do koncertu zachęciła. I niech mi teraz ktoś powie, że nie ma w Polsce ciekawych zespołów, i że tylko Doda, Feel i Bracia. Dick4Dick nie jest może odkrywczy, ale to co ma do zaproponowania, jest interesujące i intrygujące. Podobają mi się u nich zabawy rytmem, akuratna doza brzmień elektronicznych i wzajemne uzupełnianie się przez dwóch wokalistów. Jeśli tylko zobaczycie gdzieś w swoim mieście anons koncertu Dick4Dick - skorzystajcie z okazji bez najmniejszych wątpliwości.


Dzień później nie było już tak kameralnie i zawadiacko. Dzień później była muzyczna uczta przez duże U. Bilet na koncert Rammstein w łódzkiej Atlas Arenie kupiłem bardzo późno - gdy się za nim zacząłem rozglądać, szanse wydawały się zerowe. Na szczęście dystrybutor rzucił jeszcze pewną partię wejściówek na 2-3 tygodnie przed występem Niemców i udało się. Powiem krótko - moja szczęka leżała na płycie Areny przez dwie godziny, a oczy jeszcze długo po koncercie miałem jak 5 zł. To było rewelacyjne show! Oczywiście muzycznie jak najbardziej, ale przede wszystkim wizualnie. Ogień w rozmaitych konfiguracjach buchał ze sceny niemal w co drugim kawałku. A jak nie ogień, to para, a jak nie para, to eksplodowały materiały pirotechniczne. A czasem buchało wszystko naraz. Do tego wspaniała gra świateł i mocno industrialna scenografia. Polska publiczność jak zwykle stanęła na wysokości zadania - widać było, że entuzjazm publiki udzielił się zespołowi. Część repertuaru była dla mnie zupełnie nowa, bo dokładne śledzenie kariery Niemców zakończyłem po pierwszych trzech płytach i tylko te posiadam. Jestem jednak przekonany, że nie omieszkam zapoznać się z kolejnym ich albumami, choć wiem, że nie są już tak bogate w elektronikę, jak pierwsze dwa. Czasami zdarzają się koncerty, po których zastanawiam się, za co zapłaciłem aż tyle kasy. W przypadku Rammstein cena bilety była warta tego, czego doświadczyłem. Mam nadzieję, że Niemcy wydadzą z tej trasy koncertowe DVD. I jeszcze garść fotografii z koncertu.

poniedziałek, 1 marca 2010

2009 komiksowo


To wcale nie jest takie proste wybrać top ten komiksowych publikacji ubiegłego roku. Bo rok ów był niezwykle obfity. I choć starałem się ze wszystkich sił - oczywiście wszystkiego nie udało się posiąść i przeczytać (nawet biorąc pod uwagę tylko rzeczy z kategorii "musisz mieć"). Dojrzewałem do tej dziesiątki już od jakiegoś czasu i wiem, że nie będzie w pełni taka, jaka mogłaby być, gdybym zdążył przeczytać wszystko, co zalega nietknięte w domu, biurze, na półkach i w kartonach. A nie przeczytałem jeszcze chociażby Wykiwanych czy Opowieści z hrabstwa Essex. Tym niemniej, z tego co przeczytałem, wyłoniłem faworytów:

1. Arq
2. Przybysz
3. Largo Winch 1-4 i 5-8
4. Halloween Blues
5. Wieczna wojna
6. Bez komentarza
7. XIII Mystery - Irina
8. Y - ostatni z mężczyzn t. 2
9. Usagi Yojimbo - Opowieści Tomoe i Most łez
10. Maksym Osa

Liczby dodatkowe:
11. Wilq 1234
12. Łauma

Wychodzi na to, że komiksowo jestem raczej proeuropejski, co nie znaczy, że tak było zawsze. W latach 90. w moich zbiorach rządził komiks amerykański - miałem komplety polskich wydań Spider-mana, Spawna, Batmana i paru innych rzeczy. Fakt, w tamtych czasach nie było zbytniego wyboru, ale też i czytanie superbohaterskich zeszytów sprawiało mi przyjemność. Potem ta przyjemność gdzieś uleciała. I raczej nie zanosi się na to, żeby wróciła. Bliżej mi zdecydowanie do Jeża Jerzego i Blueberry'ego.