niedziela, 23 października 2011

Muzyczne rozkosze - #7


To była nieziemska rozkosz muzyczna! I spełnienie jednego z najważniejszych koncertowych marzeń. Tydzień temu wybrałem się do Krakowa na Unsound Festival. A właściwie na jedno z festiwalowych wydarzeń - występ Johna Foxxa. Fanem Foxxa jestem od jednej z marcowych audycji Tomasza Beksińskiego, nadanych przez radiową Dwójkę w 1986 roku. Od tamtej pory staram się śledzić jego karierę i być na bieżąco z dość bogatą dyskografią. Chłonę jego dokonania zarówno te z lat dawnych, z czasów Ultravox i początków solowej kariery, jak i najnowsze - od ambientowych dokonań (np. cykl Cathedral Oceans), przez płyty wydawane z Louisem Gordonem po te najnowsze, stworzone z The Maths. Nie jest to proste, bo Foxx potrafi nagrać kilka płyt w roku z zupełnie różnymi artystami.


Do Krakowa John przyjechał z The Maths, ale grał nie tylko utwory z rewelacyjnej płyty Interplay (miłośnicy dobrej muzyki elektronicznej muszą mieć na półce ten krążek). Sięgnął też po kawałki z początku lat 80., łącznie z nieśmiertelnym Underpass, wykonanym na bis. W sumie wykonał około 15-16 utworów, w większości ozdobionych ciekawymi wizualizacjami. Na scenie towarzyszyło mu troje muzyków - dwie niewiasty (jedna grała na klawiszach i skrzypcach, druga na klawiszach i gitarach) oraz schowany za Foxxem mężczyzna obsługujący m.in. perkusję Simmonsa (tego brzmienia nie da się pomylić z żadnym innym). To była prawdziwa muzyczna uczta i rozkosz dla uszu. Jedyny mankament - brak sklepiku, w którym można byłoby uzupełnić braki w dyskografii.



sobota, 8 października 2011

Muzyczne rozkosze - #6


Jak co roku - z festiwalu w Bolkowie wróciłem z firmową składanką prezentującą wybranych wykonawców najmroczniejszej polskiej imprezy muzycznej. Castle Party 2011 powiela niestety schemat swoich poprzedniczek - w zestawie utworów jak zwykle brakuje kilku istotnych wykonawców, którzy na CP zagrali (lub mieli zagrać, bo jak wiadomo, część koncertów w tym roku została odwołana z powodu złej pogody). Przykładowe braki - Suicide Commando i Fixmer/McCarthy. Ci drudzy co prawda nie zagrali, ale nie wystąpił też Atari Teenage Riot, a na płycie i owszem, jest. Poza opisanym mankamentem - składanka jest dość interesująca i pokazuje różnorodność muzyki prezentowanej w Bolkowie. Z jednej strony mamy elektroniczno-metalowy Dope Stars Inc., z drugiej - mocno elektroniczną paczkę złożoną z Atari, Controlled Collapse, Project Pitchfork i Santa Hates You, z trzeciej - coś dla miłośników gotyku (ale chyba niekoniecznie dla mnie), czyli Closterkeller, Nosferatu, monoLight, Diary Of Dreams, Bratrstvo Luny, a z czwartej - chociażby The Cuts czy Śmiałka. Niestety, uboga jest poligrafia płyty - brakuje jakichkolwiek informacji o wykonawcach, a przede wszystkim o samej imprezie. Kilka zdań po polsku i angielsku to obowiązkowe minimum. Na szczęście jest trochę cieszących oko fotografii.

Mam nadzieję, że na jednej z kolejnych składanek Castle Party znajdzie się nowy, ciekawy polski zespół, który na bolkowskiej scenie sprawdziłby się bez najmniejszego problemu. Mowa o Das Moon. Usłyszałem o nich w radiowej Trójce. Gdy tylko pojawił się w sklepach Electrocution - debiut warszawskiego kwintetu, natychmiast znalazł się w moim odtwarzaczu. W muzyce Das Moon spotykają się Kraftwerk, Depeche Mode oraz industrialna szorstkość i odrobiona elektro-gotyku. Jest melodyjnie, ale też niepokojąco i chłodno. Albumu, zaśpiewanego po angielsku i niemiecku, słucha się z przyjemnością od początku do końca (włącznie z bonusami - kowerem Das Model i jednym utworem po polsku). Liczę teraz na jakieś spotkanie na żywo z Das Moon. Z niecierpliwością będę też oczekiwał kolejnego krążka, bo ten pierwszy narobił mi dużego apetytu.