niedziela, 20 grudnia 2009

A mnie się podoba


Pewien ktoś, kto uważa się za dziennikarza muzycznego i znawcę tematu, powiedział jakiś czas temu o tej płycie niemieckie techno. To ja powiem, że on się nie zna i albo nie słyszał Modern Rocking albo nie wie, co to techno (nawet niemieckie) albo (i to jest najbardziej prawdopodobne) - znowu chciał błysnąć w mediach. O płycie Agnieszki Chylińskiej wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że to niemiecka techniawka. Ba, ja się nawet skłaniam ku temu, że to nie za bardzo jest płyta dance, a jeśli nawet uprzemy się na to określenie, to w niewielkim wymiarze. Jasne - są tam kawałki taneczne, ale w zdecydowanej większości to porządnie zrobiony pop. Niektóre utwory mają nawet potencjał rockowy i w wydaniu koncertowym (ale z towarzyszącym zespołem a nie z półplaybacku) mogłyby sprawić niespodziankę publiczności nastawionej na spotkanie z nowym, łagodnym obliczem artystki. Duet Plan B, z którym Chylińska nagrała płytę, sprawił się bardzo dobrze, tak w kwestii brzmień, jak i melodii. Powstała płyta przebojowa, komercyjna, a jednocześnie daleka od nijakości rozlicznych, słabych płyt naszych krajowych diw estrady (i całego nadwiślańskiego popu). Mój ulubiony kawałek - Normalka. Czy Modern Rocking to był dobry strzał? Przez dwa miesiące teledysk Nie mogę cię zapomnieć miał prawie 2 mln 300 tys. wyświetleń. Niech ktoś znajdzie częściej wyświetlany polski klip na youtubie!

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Dokumentalne Mute


Ostatnimi czasy pojawiło się u mnie kilka muzycznych wydawnictw. Na dobry początek coś z cyklu: jak hartowały się syntezatory. Dwa lata temu Mute Records - jedna z ważniejszych, ongiś niezależnych wytwórni płytowych, wypuściła na rynek bardzo interesujący box (tak, przyznaję - czekałem, aż trochę potanieje...). Mute Audio Documents 1978-1984 to 10-płytowy dowód na to, że Daniel Miller, założyciel Mute, miał niezwykłe szczęście do przyciągania do siebie interesujących, poszukujących, pionierskich, ale też i nie stroniących od przebojowości zespołów, w większości uciekających od gitarowego grania w kierunku brzmień elektronicznych. Miał też konkretną wizję swojej wytwórni oraz tego, jaką muzykę chce popularyzować. Nie bał się eksperymentu, odejścia od gitarowych lat 70., odrzucenia strun na rzecz klawiszy, samplerów i syntezatorów. Był kreatorem czegoś zupełnie nowego nie tylko w brytyjskiej, ale i światowej muzyce. I chwała mu za to! (ale EMI mógł się jednak nie sprzedawać...)

Na płytach znalazło się 128 utworów. Z jednej strony mamy tam sztandarową grupę ze stajni Mute - Depeche Mode oraz tak znane marki, jak Yazoo, Nick Cave & The Bad Seeds, D.A.F., Einsturzende Neubauten czy Fad Gadget. Z drugiej strony - wykonawców, którzy uchodzą za gwiazdy jedynie w muzycznych kręgach wielbicieli muzyki eksperymentalnej (a może nawet industrialnej), synth popowej, noise, czy innej elektronicznej, jak choćby Boyd Rice vel Non, Silicon Teens, Bruce Gilbert czy Robert Rental. Niby olbrzymia różnorodność, ale jest w tym wszystkim wspólny mianownik. Polecam!

czwartek, 10 grudnia 2009

Praca wre


A któż to tak pilnie pracuje nad swoim nowym komiksem? Zagadka prosta, więc tylko ten, kto pierwszy odpowie, może liczyć na jakąś nagrodę (książkową - coś z wydawnictw festiwalowych). Fotografię tę (i kilka innych) otrzymałem od Doroty Chwałek, którą z tego miejsca pozdrawiam.

Dopiero teraz odkryłem bloga Tadeusza Baranowskiego. Ładnie tam. No i te filmy rewelacyjne! Co ważne - i tu widać pracę nad komiksem!

A już lada moment, że uchylę rąbka tajemnicy - TeTe zakończy prace nad swoją stroną internetową (widziałem niemal gotową - elegancka). O czym nie omieszkam poinformować.

Jak widać - wszyscy nad czymś pracują. Pracuję i ja, dlatego znikam.

piątek, 4 grudnia 2009

Kwiat w galerii


Wystawę Pawła Kwiatkowskiego w Galerii Bałuckiej trzeba (...) traktować jako pewien etap rozwoju artysty ciągle jeszcze młodego. Artysty od którego należy jednak wiele wymagać, nie brakuje mu bowiem warsztatu, inteligencji i wrażliwości, które mogą jego twórczość pchnąć na spektakularne tory - tak napisał Marcin Kieruzel w katalogu wystawy mojego serdecznego druha Kwiatka. I słusznie napisał. Paweł jest utalentowanym człowiekiem, i co najważniejsze - kochającym tworzenie. Jestem przekonany, że twórczość Kwiatka jest już na odpowiednich torach i coraz częściej stąd i zowąd będzie docierało do nas jego nazwisko przy okazji wystaw, projektów, rozmaitych artystycznych realizacji. Tym bardziej, że poznali się już na nim także za granicą.

3 grudnia odbył się wernisaż kolejnej wystawy Pawła Kwiatkowskiego (studenta IV roku na Wydziale Malarstwa i Grafiki łódzkiej ASP) - zdobywcy aż czterech nagród w tegorocznym konkursie im. Strzemińskiego. Cieszy mnie to bardzo, bo od kilku lat obserwuję rozwój artystyczny Pawła i włożony w to ogrom pracy. Aż dziw, że Kwiat znajduje czas, żeby pomagać nam przy festiwalu albo zrobić ze mną jakiś komiks (w tej materii czuję zresztą niedosyt, ale to już moja wina, bo nie dostarczam twórcy scenariuszy nowych). A tu jeszcze do Przekroju zaczął rysować (efekty w jednym z najbliższych numerów).


Wystawę Figuracja można oglądać w Galerii Bałuckiej do 10 stycznia 2010 roku. Ale to nie wszystko. W Bagadad Cafe, także 3 grudnia, zawisły grafiki Kwiatka, co oczywiście było okazją do trwającego wiele godzin wernisażu. Tam też warto zajrzeć.

środa, 2 grudnia 2009

Dotknąłem Blanka i Meiera


Zgodnie z zapowiedziami, ukazał się krążek moich szwajcarskich ulubieńców. I jak to zwykle bywa w przypadku Yello - jestem w pełni zadowolony! Meier i Blank bardzo długo kazali czekać na nową płytę - sześć lat bodajże. I choć to niemłode już chłopaki - znakomicie dają sobie radę. Touch Yello brzmi bardzo nowocześnie, i co nie jest zaskoczeniem - perfekcyjnie. Z jednej strony - dzięki dźwiękom, rytmom i kompozycjom słychać że to Yello, ale z drugiej strony jest tu wiele tego, co współczesne. Duet odszedł (choć oczywiście nie zupełnie) od brzmień klubowych na rzecz smooth-jazzu, a nawet jazzu. W kilku kompozycjach na trąbce gra niejaki Till Bronner - jest świetny! Także wokalistka Heidi Happy znakomicie wpasowała się w muzykę Yello. Ukłonem w stronę wcześniejszych dokonań zespołu jest unowocześniona wersja dawnego przeboju Bostich. A trwający niemal 9 minut Takla Makan to upust ciągot Yello w kierunku tworzenia muzyki ilustracyjnej. Płyta na pewno znajdzie się w czołówce moich najważniejszych krążków 2009 roku.

Kamilowi Śmiałkowskiemu gratuluję objęcia nowej posady. Zarówno tobie Kamilu, jak i Nowej Fantastyce życzę powodzenia na, jak sam wiesz, niełatwym polskim rynku prasowym.

Przekrój stawia na ilustrację prasową. I bardzo dobrze! Ostatni numer (czyli 48. tegoroczny) aż kipi od obrazków. Cieszy obecność Dennisa Wojdy oraz Bartka Kosowskiego. Jakiś czas temu redakcja zwróciła się do nas o garść namiarów na rysowników komiksowych współpracujących z festiwalem, jak i biorących udział w konkursie na krótką formę komiksową. Mam nadzieję, że efekty tegoż niebawem ujrzymy na łamach.

Festiwal rozpoczął nadrabianie zaległości pocztowo-wysyłkowych. Od dwóch dni codziennie wychodzą od nas listy, paczki i rozmaite przesyłki - a to z egzemplarzami autorskimi "baranowskiej" antologii (przy okazji - czy wszyscy otrzymali nagrody w tym konkursie?), a to z katalogami lub też antologiami sympozjalnymi, a nawet pracami konkursowymi. Podobnie rzecz się będzie miała lada moment z katalogami i pracami z Big Boat Of Humour. Mamy nadzieję uporać się ze wszystkim do 23 grudnia.

środa, 25 listopada 2009

Amadora po polsku


Trwało to nieco dłużej, niż u Kuby Jankowskiego, ale w końcu uporałem się z relacją fotograficzną z festiwalu komiksu w Amadorze. A skoro są zdjęcia, to i jest okazja do napisania kilku słów. Otóż zrobiliśmy kolejną zagraniczną wystawę polskiego komiksu - tym razem w Portugalii, podczas 20. Amadora BD (FIBDA). Pokazaliśmy tam prace ponad 40 autorów, w zdecydowanej większości prace oryginalne. Ekspozycji towarzyszył katalog z tekstami po polsku, portugalsku i angielsku. Wystawa cieszyła się bardzo dużą popularnością - Portugalczycy nie kryli zaskoczenia nie tylko tym, że mamy tak świetnych rysowników (kamery i aparaty pracowały w "polskiej" galerii nieustająco), ale też tym, że u nas w ogóle robi się komiksy. Zostaliśmy ugoszczeni przez organizatorów FIBDA znakomicie. Mieliśmy mocno wypełniony czas - odrobinę krajoznawczo (byliśmy m.in. na najbardziej wysuniętym na zachód kawałku Europy), ale głownie festiwalowo (sporo roboczych spotkań, bardzo dobrze rokujących na dalszą współpracę, nie tylko z Amadorą - część z nich była związana z przyszłoroczną edycją City Stories). Polskich twórców w Amadorze reprezentowali Kas i Graza, mocno oblegani podczas rozdawania autografów. Kasprzakowie okazali się świetnymi kompanami, pełnymi energii i poczucia humoru, i bardzo się cieszę, że zdecydowali się na przyjazd do Portugalii.

Sama FIBDA na pewno jest większym festiwalem od łódzkiego, ale nie aż tak bardzo, jak przypuszczałem. Owszem - mają rewelacyjne centrum festiwalowe, zlokalizowane w wielopoziomowym parkingu, w którym zajmują dwa piętra i od podstaw budują tam ekspozycje, sale, część targową itp. (ta ostatnia, o dziwo, była znacznie mniejsza od naszej!). Co się jednak dziwić - mają na to fundusze, a i podlegają bezpośrednio lokalnemu magistratowi i właściwie zajmują się głównie organizacją festiwalu i prowadzeniem swojego centrum komiksu z biblioteką i galerią. Cóż - dla nas rozwiązanie - marzenie... Festiwal dzieje się w kilku miejscach, o wiele bardziej rozrzuconych na mapie, niż ma to miejsce w Łodzi. Tyle - że tam impreza trwa przez trzy weekendy, więc jest czas wszystko zobaczyć (już widzę gromy z jasnego nieba, gdybyśmy u nas zrobili program na trzy tygodnie... :)

Na pewno w przyszłym roku będzie sporo Portugalii na łódzkim festiwalu. Ale na razie zapraszam do obejrzenia, jak to było w Amadorze (wystawę zorganizowaną przez ŁDK przy wsparciu "Conturu" dofinansowało MKiDN).

piątek, 20 listopada 2009

Take On Me


Nie wiem, kiedy wykaraskam się z natłoku zajęć. Rzeczy, o których chciałem, chcę i chciałbym napisać na blogu jest cała masa i ciągle ich przybywa. Postanowione więc, że będę pisał częściej, nawet jedynie sygnalizując, co akurat robię, co przeczytałem i czego wysłuchałem. Oczywiście, w przypływie swobodniejszego czasu, nie omieszkam się też rozpisać na ten czy ów temat.

Nadrabiając zaległości informuję, że kilka dni temu odbyłem muzyczną wycieczkę w młodociane lata. Otóż we wtorek ostatni, w łódzkiej Atlas Arenie, z nieukrywaną przyjemnością wysłuchałem koncertu grupy a-ha. Niemal dwie godziny najwyższej klasy popu, z wielkimi przebojami z lat 80., jak i tymi nowszymi utworami, także tegorocznymi. Norwegowie trzymają się świetnie, choć Morten potrzebował kilku kawałków, aby rozgrzać swoje struny głosowe (przy pierwszych utworach kilka razy zdarzyło mu się "zgubić" głos - potem było już znakomicie). Dźwiękowo było przyjemnie, elektronicznie, z masą brzmień nieodparcie kojarzących się z latami 80. Na finał zagrali swój największy hit - Take On Me, do którego teledysk powinien być znany każdemu miłośnikowi komiksów. Na koncert warto było się wybrac tym bardziej, że to pożegnalna trasa a-ha, które zapowiedziało, że w 2010 roku kończy działalność. No a Atlas Arena to naprawdę znakomite miejsce na koncerty.

wtorek, 3 listopada 2009

Remaster


Czekałem na tę płytę w wersji CD ponad połowę mojego życia. I oto dziś spełniło się jedno z moich dyskograficznych marzeń - w sklepie z płytami nabyłem U-Vox zespołu Ultravox (sztandarowa kapela nurtu new romantic). Pierwotnie krążek ukazał się w 1986 roku i był ostatnim w dorobku Ultravox za jego najlepszych czasów i za najlepszego składu. Płyta nie jest wybitna i może dlatego grupa przez następne lata nie wznawiała tego tytułu (w odróżnieniu od innych albumów, które doczekały się wielu edycji). Owszem, pierwsze wydanie U-vox od czasu do czasu pojawiało się ostatnimi czasy na portalach aukcyjnych, ale ceny szły w setki - wszystko jedno, czy były to złotówki, dolary czy euro. Co prawda, miałem ten album na kasecie, nagrany na samym początku lat 90. w słynnej warszawskiej przegrywalni Digital znajdującej się przy Moście Poniatowskiego (ileż ja tam płyt nagrałem...). Ale, że dyskografie moich ulubionych wykonawców kompletuję na CD - tęskniłem za U-Vox w tej formie. I się doczekałem. I się cieszę. Tym bardziej, że remaster jest 2-płytowy.

Przy okazji wpadłem na remastera albumu Spice Crackers Camouflage. Moim zdaniem świetny krążek, acz niedoceniony. Remaster też jest 2-płytowy - drugi krążek czeka na przesłuchanie jeszcze, ale zapowiada się smakowicie z racji rozmaitych miksów i kawałków, których tytuły są mi niespecjalnie znane.

środa, 21 października 2009

37


Kolejny rok życia minął, więc powinienem napisać coś refleksyjnego, podsumowującego, ewentualnie wysnuć jakiś plan na rok następny. Miałem taki zamiar, ale że firma postanowiła (a ja z radością się zgodziłem) poedukować mnie w zakresie poprawienia (słabej) znajomości języka angielskiego i właśnie skończyłem odrabiać pracę domową, więc zamiar wziął w łeb. Tym samym refleksją i podsumowaniem niech będzie odrobina lansu poparta powyższym materiałem zdjęciowym. Otóż podczas gali 20. MFKiG otrzymałem odznakę "Zasłużony dla kultury polskiej". A wczoraj, w czasie inauguracji sezonu kulturalnego 2009/2010, odebrałem nagrodę marszałka województwa łódzkiego. Czuję się więc dość mocno podsumowany i snując plany na przyszłość postaram się nie spocząć na laurach. Bardzo dziękuje za pamięć i wszystkie dzisiejsze (a właściwie to już wczorajsze) życzenia.

piątek, 9 października 2009

Żyję


Byłem ostatnimi czasy trochę zapracowany, co da się zauważyć, patrząc na datę ostatniego wpisu. Co prawda festiwal za mną, ale to wcale nie oznacza, że pracy zrobiło się mniej. Z jednej strony jest czas podsumowań, sprawozdań, rozliczeń i masa papierkowej roboty pofestiwalowej. Z drugiej - sprzątanie (chyba do końca roku będziemy ogarniać nasze biuro po festiwalu). Po trzecie - kolejne wyzwania. Ot choćby dziś nadaliśmy przesyłkę do Portugalii - na festiwalu komiksowym w Amadorze pokażemy wystawę polskiego komiksu. Jakieś 60 ram pełnych prac, w znakomitej większości oryginalnych.

A na zdjęciu - No107, czyli didżej, który rewelacyjnie grał na festiwalowej imprezie w klubie Wytwórnia oraz figurka, jaką dostał Adam Radoń (dyrektor MFKiG) otrzymując od ŁSSE tytuł "Hellboya łódzkiej kultury".

wtorek, 22 września 2009

Poszły w górę


Balony oczywiście. Dziś festiwal komiksu promował się w Pasażu Schillera. Na wypełnionych helem balonach każdy mógł coś narysować lub napisać. Więcej w relacji serwisu Moje Miasto Łódź (warto też zaglądać na profil Conturu na Youtubie):

poniedziałek, 21 września 2009

I jeszcze baner


Jest już baner na ŁDK-u. A ogólnie rzecz biorąc, to coś za szybko upływa czas pozostały do rozpoczęcia festiwalu. I nie tylko ja mam takie wrażenie... Na liście "do zrobienia" zamiast ubywać, to nieustająco przybywa.

niedziela, 20 września 2009

Flagi i banery

Krótki spacer Piotrkowską dziś. Efekty festiwalowe:


sobota, 19 września 2009

Pan Marek


Wracam jeszcze na chwilę do wydarzeń sprzed tygodnia. Bo właśnie tydzień temu Marek Sierocki na depeszowskiej imprezie w Łodzi Kaliskiej zagrał swój set. Wbrew obawom sporej rzeszy fanów DM - Sierocki zagrał porządnie. Bez fajerwerków, ale porządnie. Co prawda nie słyszałem całego seta (nastąpiła zmiana kolejności didżejskich występów i pan Marek zagrał wcześniej niż to zapowiadano), ale to co usłyszałem, wyglądało znacznie lepiej niż niejeden set na zlocie czy depotece. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Tak trochę sentymentalnie, bo z Markiem Sierockim przeprowadziłem jeden z pierwszych swoich wywiadów. Ukazał się on w Świecie Młodych w roku 1991 chyba. Poniższa fotka jest właśnie z tego wywiadu.


Do festiwalu komiksu dwa tygodnie niecałe. Czas pracy po kilkanaście godzin na dobę trwa w najlepsze. Chyba kiedyś napiszę wspomnienia z festiwalowego pola walki. Bo jest o czym pisać, oj jest.

wtorek, 15 września 2009

Roboti!

Ostatni weekend był niezwykle udany muzycznie. Godziny dzienne poświęcone, a jakże, komiksowemu festiwalowi, wieczorne - muzyce. W ostatni piątek bawiłem na depeszowskiej imprezie (co zresztą zapowiadałem) w Łodzi Kaliskiej, na której swoje sety zagrali m.in. Marek Sierocki (o tym w kolejnym wpisie, mam nadzieje niebawem), Gareth Jones (świetny zestaw, choć - co pokazała frekwencja na parkiecie - nie do końca taneczny) oraz No. 107 (parkiet pełny, rewelacyjne granie, co dobrze rokuje imprezie na festiwalu komiksu).

W sobotę natomiast z uwagą wysłuchałem koncertu grupy Daniela Lanois, producenta płyt U2 i Petera Gabriela. Muzyka nie do końca moja, ale koncert świetnie zagrany (największe wrażenie zrobili na mnie perkusista i wokalistka). Po tym, co zaprezentował Lanois nie dziwi, dlaczego płyty U2 brzmią tak, a nie inaczej. Mam nadzieję, że festiwal Soundedit, w ramach którego odbyła się piątkowa impreza oraz występ Lanois, będzie się rozwijał, z całego serca tego mu życzę.


Jednak muzycznym numerem jeden minionego weekendu był dla mnie występ rosyjskiej grupy Roboti, będący częścią Festiwalu Dialogu Czterech Kultur. Na plenerowej scenie klubu Jazzga królowała muzyka do kości elektroniczna, synthpopowa, taneczna i mocno energetyczna. Świetny kontakt z publicznością, monologi po rosyjsku między utworami, adekwatne wizualizacje. Roboti są chyba jeszcze w trasie po Polsce, więc jak ktoś ma okazję, to koniecznie!

piątek, 11 września 2009

TeTe rysuje


Wystarczy odejść na chwilę od biurka, a zaraz ktoś człowiekowi nabazgrze na notatkach. A jeśli już jesteśmy przy TeTe, to na MFKiG ukazać się ma, nakładem Kultury Gniewu, zbiorcze wydanie Popmana z różnymi ciekawymi dodatkami. Moim zdaniem jedna z pozycji "trzeba mieć".

A teraz rzeczywiście, jak sugeruje rysunek, priorytetem jest Czarna Uroczystość. See you next time! - jak woła Gahan na końcu każdego koncertu.

środa, 9 września 2009

Tak na szybko...

...bo najbliższą, dłuższą wolną chwilę będę pewnie miał gdzieś po połowie grudnia. Do festiwalu komiksu coraz bliżej (2-4 października), więc zarwane nocki to już teraz norma. Wiem, wiem... wszyscy czekają na program. Jeszcze odrobina cierpliwości. Mogę za to zdradzić ciekawostkowo, że na konkurs na krótką formę komiksową przyszły prace z... Portugalii, Brazylii i Malezji. Jury lada dzień zabiera się za ocenę 84 komiksów. Mam już swoich faworytów, zobaczymy, czy jurorzy podzielą moje wybory. Działania promocyjne festiwalu lada chwila ruszą pełną parą - szyją się flagi na Piotrkowską, projektują banery, drukują ulotki. Publikacje festiwalowe się składają - myślę, że będzie co poczytać i pooglądać. Wystawy już się układają. Słowem - praca, praca, praca.

Ale żeby nie było, że w głowie mej tylko przyjemne obowiązki. W najbliższy weekend w Łodzi odbędzie się (a ja na nim będę) pierwszy festiwal producentów muzycznych Soundedit. Z tej okazji w piątek do Łodzi Kaliskiej zjedzie z całego kraju czarna brać depeszowska, aby bawić się przy muzie serwowanej przez Garetha Jonesa - producenta m.in. płyt Depeche Mode i Einsturzende Neubauten. Natomiast dzień później w Wytwórni (w której odbędzie się też gala MFKiG) wystąpi Daniel Lanois - producent płyt U2 i Petera Gabriela. Fajne mamy w tej Łodzi imprezy.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Fest na Facebooku


Festiwal komiksu zalogował się na Facebooku. To raz. Dwa - przetasowuje się nam trochę program, więc jeszcze nie rzuciliśmy go do sieci. Zapewne w przyszłym tygodniu to nastąpi. Trzy - wiadomo już, że podczas gali wręczenia nagród w klubie Wytwórnia, połączonej z wyborami rysunkowej Miss Festiwalu, zagrają Żelazna Brama, Biff oraz Cool Kids Of Death, a winyle zmieniać będzie DJ No.107.

piątek, 21 sierpnia 2009

Czyj to kadr?


Miał być wczoraj, jest dzisiaj. Kadr-zagadka z komiksowej planszy, która ukaże się w antologii ku chwale Tadeusza Baranowskiego. Kto go namalował? Na razie pozostawiam zagadkę bez podpowiedzi. Ten, kto trafnie odpowie, otrzyma w nagrodę tributową, "baranowską" antologię.
Sam zbiorek, opatrzony odpowiednimi tekstami i fotografiami, zapowiada się miło. Autorzy dopisali - prace przysłali m.in. Andrzej Janicki, Łukasz Ryłko, Bartosz Sztybor i Paweł Pyzik, Przemek Surma, Hubert Ronek, Michał Rzecznik i wielu, wielu innych. Premiera - oczywiście na MFKiG.

czwartek, 20 sierpnia 2009

Praca, praca

Praca nad komiksowym festiwalem, towarzyszącymi mu publikacjami, budżetami, programem, wystawą komiksu polskiego w Amadorze i parę innych spraw pochłonęły mnie doszczętnie. Właśnie wyszedł ode mnie Tomek Tomaszewski - wybieraliśmy zdjęcia do albumu, który szykujemy z okazji jubileuszu festiwalu. Będzie ładny. Antologia ku czci Tadeusza Baranowskiego też zapowiada się ciekawie. Jutro wrzucę przykładowy kadr i zapytam, czyja ręka go stworzyła. Kto pierwszy zgadnie...

Od maja do lipca promowaliśmy festiwal w wielu miejscach w całej Polsce (np. podczas Święta Łodzi czy na Open'erze w Gdyni). Między innymi za pomocą tego filmiku (stracił odrobinę na aktualności, ale swoje, mam nadzieję, zrobił):

czwartek, 13 sierpnia 2009

Film promo!

Dziś krótko, bo noc już ciemna, a bladym świtem pobudka. Mój blogasek doczekał się filmiku promocyjnego. Nakręcony w czerwcu, oddany do użytku przez serdecznego druha mego Jacka w dniach ostatnich. Zapraszam do oglądania. Jeśli się komuś spodoba, to można się nawet pozachwycać.



Praca nad festiwalem zabiera jakieś 90% mojego czasu (spędzanego aktywnie). W przyszłym tygodniu w świat pójdzie ramowy program, zapewne jeszcze bez rozkładu godzinowego. Mogę też zapowiedzieć, że ulotka z programem nie będzie ulotką, a dwujęzyczną książeczką co najmniej 16-stronicową.

piątek, 7 sierpnia 2009

Yello żyje!

Blank i Meier wracają! 2 października, po 6 latach przerwy, ukazać się ma nowy album Yello. Szwajcarzy są u mnie w top five ulubionych kapel, więc nietrudno sobie wyobrazić, jak się cieszę. A jeśli dodam, że nowy krążek na październik zapowiedziało też Waltari, a Midge Ure na listopad koncert w Polsce - szykuje się smaczna jesienna uczta muzyczna.

Zanim jednak do niej dojdzie, już jutro w klubie Luka przy ul. Zgierskiej 26a, odbędzie się kolejna depeszowska impreza. Uszy należy przygotować na zwiększoną dawkę U2, oczywiście z racji występu Bono i jego załogi w Chorzowie. Cóż, fanem Irlandczyków jestem średnim - z ich dorobku najchętniej słucham krążków Achtung Baby i Zooropa.

Sierpniowy Slajd już w dystrybucji, więc anonsuję delikatnie, że tym razem umieściłem w nim tekścik o łączeniu tego co drukowane z tym co wirtualne na przykładzie między innymi dokonań Śledziowych i KRL-owych.

Praca przy festiwalu komiksu wre. Jeśli dobrze policzyłem, to pokażemy około 15 wystaw. Ze stanów przylecą prace Willa Eisnera, a z Belgii Zbigniewa i Grażyny Kasprzaków oraz Marvano. Będą też m.in. ekspozycje Bogusława Polcha, stowarzyszenia Contur, City Stories, polskiej ilustracji książkowej, komiksu greckiego oraz Jerzego Wróblewskiego. W tym ostatnim przypadku zaproponowałem spadkobiercom rysownika, aby była to wystawa tematyczna. I taka też będzie - w całości poświęcona kapeluszom, rewolwerom, Indianom, kowbojom, szeryfom i dyliżansom. Materiał jest świetny!

środa, 5 sierpnia 2009

Tu mieszkałem


Wracając z koncertu Waltari w Hlucinie, odwiedziłem Cieszyn. Nie bez powodu. To miasto, w którym się urodziłem i mieszkałem przez jakieś 3,5 roku. Nie będę ukrywał - niewiele pamiętam z tego okresu (a właściwie nic - na podstawie opowieści rodziców mogę sobie jedynie wyobrazić, jak to moje życie mogło wtedy wyglądać). Od lat 70. byłem w Cieszynie najwyżej jakieś trzy razy - ostatnio w połowie lat 90., gdy z grupą znajomych przekraczaliśmy granicę. Było o tyle śmiesznie, że straż graniczna nie chciała mnie przez te granice przepuścić - tak bardzo zdjęcie w paszporcie różniło się od mojego ówczesnego wyglądu. Fotografia przedstawiała bowiem wąsatego młodzieńca z bujną grzywką, a paszport do okienka podawał wygolony na łyso facet z bródką. Dopiero okazanie wszystkich posiadanych przez mnie przy sobie dokumentów oraz wstawiennictwo znajomych przekonało strażników, że ja to ja. Ale i w dzieciństwie miałem niejedną przygodę na moście granicznym. Na przykład, korzystając z nieuwagi ojca, dałem nogę w kierunku mostu na Olzie i przemknąłem pod szlabanem. Dopiero bracia Czesi mnie zhaltowali. Ojciec otrzymał mocną reprymendę, w końcu nielegalnie przekroczyłem granicę i mogłem jeszcze chcieć coś przemycić. Moi rodzice mieszkali w Cieszynie bardzo blisko przejścia granicznego - przy ul. Armii Czerwonej (obecnie ul. Głęboka - władze przywróciły przedwojenną nazwę ulicy). Niedzielny poranek minionego weekendu upłynął mi więc na sposób krajoznawczo-sentymentalny. Do Cieszyna jeszcze wrócę, bo ładnie tam jest (na zdjęciach ul. Głęboka - dość pustawa, bo zdjęcia nie dość, że niedzielne, to jeszcze z bardzo wczesnej godziny).


Tymczasem przybywa prac do urodzinowej antologii Tadeusza Baranowskiego. Poniżej kadr z planszy autorstwa Piotra Nowackiego. Niebawem kolejne zajawki, a niezdecydowanych zapraszam do rysowania.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Waltari!


To się musiało kiedyś wydarzyć! Szkoda, że tak późno, ale ważne, że w ogóle. Fińskiego zespołu Waltari słucham od 1994 roku, gdy w ręce moje wpadła płyta So Fine!. Za to, co na niej usłyszałem, pokochałem ich miłością dozgonną. Przez lata uzbierałem zdecydowaną większość dyskografii - znajomy przywoził mi ich płyty nawet z Finlandii. Do pełni szczęścia brakowało jednego - koncertu. Tak się jakoś dziwnie składa, że oprócz Finów największymi fanami Waltari są... Czesi. Przy okazji każdej trasy koncertowej, Kartsy Hatakka (lider formacji) i jego zespół grają 3-4 koncerty u naszych południowych sąsiadów. Nie inaczej jest (a raczej było) i w tym roku. Na jeden z trzech występów postanowiłem się wybrać.


Padło na Sterkovna Open Music w Hlucinie koło Ostravy. Z lokalnych bandów raczej nic mnie nie zachwyciło, za to gwiazda imprezy przejechała po wszystkich jak walec. Grali prawie dwie godziny, a że promują swoje drugie wydawnictwo w stylu best of, to było naprawdę przebojowo (jeśli oczywiście zna się twórczość zespołu). Dla takich chwil warto żyć! Zapewne mogło być lepsze nagłośnienie, ale przy pierwszym razie z zespołem nie zwraca się na takie rzeczy większej uwagi. I tak dobrze, że dziabnąłem kilka fotek, bo raczej oddałem się euforii. Dla niewtajemniczonych - Waltari gra wybuchową mieszankę death metalu, hard rocka, heavy metalu, hip hopu, industrialu, popu, progressive metalu, punka, rapu, symphonic metalu, techno i thrash metalu. Na październik zapowiadają nowy krążek. Kocham Waltari!


piątek, 31 lipca 2009

Nawarstwienie

Przypomina o sobie niespodziewanie i bardzo brutalnie, wcześniej czając się w ukryciu i strojąc złośliwe uśmieszki. Spada na człowieka nagle, jak jastrząb jaki. I zadaje rany. Deadline. Dopadł mnie, ale chyba wybrnąłem z tego nieoczekiwanego spotkania obronną ręką. Takie tam scenario na cztery plansze - jak będzie zrealizowane, to się pochwalę. I to nie koniec. Masa kolejnych deadline'ów już czyha. Ale ja lubię to napięcie.

A skoro już jesteśmy przy komiksach. Jeśli ktoś zerka od czasu do czasu na stronę festiwalu komiksu, ten wie, że do Łodzi przyjadą Igor Baranko i Aleksandar Zograf. Ja się cieszę. No i Peter Milligan pewnie też (w końcu zapowiedział się w ostatnim Ziniolu). Na stronie MFKiG więcej ciekawych newsów.

Skoro jesteśmy przy newsach, w nawiązaniu do tego wpisu - dziś oficjalnie potwierdzone zostały dwa koncerty Depeche Mode w Łodzi! 10 i 11 lutego 2010 roku! Yeah! Sprzedaż biletów rusza po północy 4 sierpnia. Dodając do owych występów before party i dwa after party - szykuje się niezły maraton. Muzyko, pozwól żyć.

Mój pierworodny w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego kończy 9 lat. Przyjątko i prezenciki odbyły się dzisiaj. A poniższe zdjęcia z jeździeckiego urlopu. Jubilat oraz jego siostra zgłębiają tajniki hippiki.


środa, 29 lipca 2009

Po urlopie

Zleciało niczym strzał z bicza. Tym bardziej, że większość urlopu spędziłem w okolicznościach obozu jeździeckiego (co wcale nie znaczy, że zasiadłem w siodle). Zamieszkiwaliśmy na obrzeżach Witnicy (mniej więcej w połowie drogi między Gorzowem a Kostrzynem) w leśnej agroturystyce. Okolica bogata w ptactwo i zwierzynę (czaple na wyciągnięcie ręki, a ongiś i bociany czarne tam widywano) oraz napoje. Na te ostatnie chciałbym zwrócić uwagę, gdyż w Witnicy działa (i to długo, bo od 1848 roku) browar.


Wieczory po upalnych dniach (ale także i w te zimniejsze dni, choć nie było ich wiele) można było uatrakcyjniać co najmniej kilkoma gatunkami pożywnych, najlepiej dobrze schłodzonych napojów. Żadnych puszek, tylko butelki (zwrotne za okazaniem paragonu). Nie udało mi się przedrzeć przez całą ofertę browaru (zwłaszcza przez piwa eksportowe, bo ich w sklepach nie znalazłem), ale z tego, co popróbowałem, to Lubuskie jasne naturalne do gustu przypadło mi najbardziej. Nawet Witnicki Porter dawał radę, choć nie przepadam za ciemnymi piwami.



Kilka dni spędziliśmy w okolicach Bałtyku. Zanocowaliśmy m.in. w Wolinie i Dziwnowie. Ostatecznie przekonałem się, że jeśli wczasy nad morzem, to najwyżej 4-dniowe. Owszem, dzieciaki miały powody do radości i nawet opad nie był im straszny, gdy fikały na plaży i w wodzie (choć generalnie przeważała pogoda wakacyjna). Ale leżenie na piasku i zamienianie się w skwarkę to zdecydowanie nie dla mnie atrakcja. Na szczęście wieczorkiem można było ostudzić organizm niepasteryzowanym Bosmanem (butelki zwrotne, paragon).


Do festiwalu komiksowego raptem dwa miesiące. Niebawem nowe, ciekawe informacje. A na razie przypominam, że szykujemy antologię ku czci Tadeusza Baranowskiego, który kończy w tym roku emerytalne 65 lat. Pisze o tym chociażby Polter. Niestety, w tym roku nie będzie w Łodzi ani mistrza ani jego wystawy - raz, że z racji remontu nowego wiejskiego lokum wszystko ma w kartonach niedostępne, a dwa - planowaną operację kręgosłupa może mieć w okolicach początku jesieni. Umówiliśmy się zatem na festiwal przyszłoroczny. A Tadeuszowi Baranowskiemu życzę raz jeszcze dużo zdrowia!

piątek, 10 lipca 2009

Urlop


Zaczął się wczoraj. W związku z tym pół dnia spędziłem w pracy porządkując różne sprawy, a i tak nie ze wszystkim zdążyłem. Dziś do pracy nie poszedłem (aczkolwiek nie wiem, czy ktoś by się zdziwił, gdybym się w niej pojawił). Pisałem za to w domu (tekst do sierpniowego Slajdu). I jak tak pisałem, to zrobiłem zdjęcie zjawiska atmosferycznego, gdyż mnie urzekło. A lipcowy Slajd można sobie poczytać tutaj (jest tam tekścidło ogólnorozwojowe o antologiach komiksowych).


Podczas wczorajszego pobytu w pracy puściłem w świat info o tym, że robimy antologię ku chwale Tadeusza Baranowskiego. Wszystkich rysujących i podzielających mój zachwyt nad twórczością pana Tadeusza proszę o przyjęcie zaproszenia i popełnienie jednej planszy komiksowej w stylu "tribute to". O przedsięwzięciu donoszą Wrak, Polter i Aleja, podając szczegóły wszelakie.

A tu jeszcze jeden filmik z cyklu Pik i Robi. Tym razem odcinek szczególny, więc tym bardziej zapraszam do jego obejrzenia:



Podejrzewam, że w najbliższym czasie dostęp do Internetu będę miał ograniczony. Może to się wiązać z tym, że kolejny wpis pojawi się tu pod koniec lipca. Do przeczytania zatem!

środa, 8 lipca 2009

DAF i Largo


Na pewno zrobię tu kiedyś ranking moich ulubionych płyt "the best of...". Tym bardziej, że w wielu przypadkach takie wydawnictwa są coraz bardziej wypasione (czymś trzeba przyciągnąć fanów, którzy przy braku fajerwerków edytorskich ściągną materiał z netu). Co prawda Das Beste von DAF akurat wodotrysków jest pozbawiony, ale przytuliłem tę kompilację z uśmiechem od ucha do ucha. Deutsch Amerikanishen Freundschaft poznałem na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Kumpel mial ich wydawnictwa na analogach i przegrał mi na kasety. Spodobali mi się wtedy bardzo. Elektroniczny minimalizm, mocna perkusja z automatu i nerwowy śpiew, oczywiście po niemiecku. Trochę mi się kojarzyli z Suicide, a to bardzo dobra rekomendacja (choć DAF jest zdecydowanie mniej psychodeliczny - w końcu porządek musi być). Kaset z muzyka DAF już dawno nie mam, a płyty czekają w długiej zakupowej kolejce. Stąd pojawienie się w tym roku Das Beste von DAF niezwykle mnie ucieszyło - jeden krążek, 20 kawałków, z największymi przebojami (jeśli tak można je nazwać): Der Mussolini, Alle Gegen Alle, Sato Sato czy Der Rauber Und Der Prinz. I kto wie, czy ten składak nie wystarczy i czy nie odpuszczę całej dyskografii. Tak jak zrobiłem to w przypadku kilku innych kapel, ale o tym może przy okazji tworzenia wspomnianego na początku rankingu.

Nic na to nie poradzę - uwielbiam scenariusze Van Hamme'a, zwłaszcza te sensacyjne. Cieszę się, że Egmont wziął na warsztat Largo Wincha i wyda tę serię od początku. W nieukrywaną przyjemnością przeczytałem zbiorcze wydanie pierwszych czterech tomów, odświeżając znajomość z tytułowym młodym finansitą (pojedyncze albumy wydane wcześniej przez Twój Komiks trafią zapewne na Allegro - może ktoś reflektuje?). Oczywiście nie ustajemy z dążeniach do sprowadzenia Van Hamme'a do Łodzi. Raz dał się nawet namówić, ale jak wiadomo - nie przyjechał z racji kontuzji kończyny dolnej odniesionej na polu golfowym. Ostatni raz widzieliśmy się z nim na festiwalu w Lucca (Italy). Nie powiedział "nie", ale też nie powiedział "tak". Przypiął sobie jednak do klapy marynarki pewien pin (patrz zdjęcie), może to jakiś znak?

poniedziałek, 6 lipca 2009

Robota oraz IamX

Nie wiem, czy to się dobrze skończy - obok mnie stoi durszlak pełen soczystych czereśni. W weekend u teściów zrywane. A niech tam, co ma być to będzie - sięgam po następną. A propos weekendu (w sensie, że czas wolny wtedy jest zazwyczaj) - w czwartek rozpocznę najdłuższy z możliwych wolny od pracy okres w roku, czyli zasłużony urlop. Pojedziemy tu i tam, by nabrać sił przed kampanią sierpniowo-październikową, czyli ostatecznym czasem przygotowywania festiwalu komiksowego (to ja), a familia przed szkolnym rokiem (młodsza latorośl jako ostatnia w rodzinie rozpocznie w tym roku edukację). A że pracy niemało, to dziś poszedłem do zakładu na 8.00, a opuściłem go jakoś tak około 19.00. I najbliższe dwa dni zapowiadają się podobnie, bo przed urlopem sporo spraw do ustalenia, wyjaśnienia, pogrożenia, nakrzyczenia, opisania, policzenia, rąk opadnięcia, uporządkowania, zasygnalizowania etc. Lista gości zagranicznych jeszcze się kreuje i nie jest zamknięta. Jeśli dobrze pójdzie, to do już znanych autorów dołączy nawet pięciu kolejnych. Jestem natomiast po słowie z Tadeuszem Baranowskim i na tę chwilę nie wiemy, czy w tym roku uda się zrealizować nasze pomysły (może chociaż jeden zrobimy). Przeprowadzka i remont (przepraszam, remanent) to jedno, a operacja Tadeuszowego kręgosłupa to bardzo poważna sprawa. Więc pewnie wystawę i spotkanie przełożymy na rok przyszły. Ciekawie zapowiada się natomiast ekspozycja prac Jerzego Wróblewskiego, roboczo zatytułowana "western". W sumie wystaw będzie chyba 14. Myślę, że pod koniec lipca upublicznimy wstępny, roboczy program festiwalu.

A tu kolejny filmik z udziałem Pika i Robiego:



I jeszcze muzyka. Najpierw koleżanka Coma przesłała mi w ramach wymiany muzycznych doświadczeń jeden z kawałków IamX z pierwszego krążka. Wpadło jednym uchem, wypadło drugim. Ale już wtedy zauważyłem jakaś taką dziwną histeryjkę rodząca się wokół solowego projektu Chrisa Cornera (Sneaker Pimps). Potem kolega Newman, już ogarnięty ową histeryjką, polecił mi przesłuchać pierwszy i drugi krążek. No i ten drugi zrobił na mnie wrażenie. Płyty IamX wylądowały na półce. Resztę załatwiły: koncert na Castle Party w Bolkowie w 2007 roku, ubiegłoroczny występ w warszawskiej Proximie oraz koncertowa płyta Live In Warsaw. Stałem się elementem histeryjki. I oto niedawno ukazała się trzecia płyta IamX - Kingdom Of Welcome Addiction. Od razu powiem - nie przebiła The Alternative, czyli swojej poprzedniczki, na której właściwie każdy kawałek jest rewelacyjny. Kingdom..., jak dla mnie, jest zbyt oszlifowany, ogładzony. Ma zadziorne kawałki, ale nie mają one takiej chropowatości w brzmieniu, jaka urzekła mnie w The Alternative. Nie brakuje oczywiście ładnych melodii, elektronicznych dźwięków (jak ja je lubię...), temp szybkich i wolnych oraz tych na trzy. I co by nie pisać, to wciąż kawał porządnej muzy, oscylującej między synth, alternatywą i popem. Więc się z tej histeryjki nie wypisuję.

sobota, 4 lipca 2009

Awans i pies


Nie, nie, to nie ja awansowałem. To małżonka moja - Małgorzata. Od lat jeździ konno, ma też uprawnienia instruktora jazdy konnej (choć przede wszystkim jest matematyczką). Od bodajże 10 lat jest także sędzią w powożeniu i skokach. I właśnie zdobyła drugą klasę sędziowską w obydwu konkurencjach. Zapewne świętuje teraz sukces z sędziowską bracią (bo pojechała sobie na zawody do Warki), a ja wypiję coś zimnego, łącząc się z nią telepatycznie.


W naszym domu pojawił się pies. I to nie byle jaki. Bo to pies kosmiczny. Jestem po lekturze Spacedoga (wyd. Ladida Books) i powiem, że mnie się ta nowelka bardzo, bardzo podoba. Raz, że fajna historia, dwa, że przyjaźnie graficznie narysowana (kreska i kolory powodują, że chce się wracać do tej książeczki i oglądać dla samej przyjemności oglądania), a trzy - przesłanie, które może i banalne, ale bardzo współgra z moją duszą. Dogłębniejszą analizę Spacedoga pozostawiam znawcom i krytykom. Albowiem, jeśli będę coś polecał na blogu komiksowego, to właśnie z racji takiej, że mi się dana rzecz najzwyczajniej w świecie podoba (bez dogłębnej analizy, uwarunkowań, odniesień, porównań etc.). Przy okazji przypominam, że już od jakiegoś czasu wiadomo, iż Hendrik Dorgathen przyjedzie w październiku na festiwal do Łodzi. Co bardzo mnie cieszy.

piątek, 3 lipca 2009

Depeche w Łodzi!


I to jest wiadomość dnia! Ba - tygodnia, może nawet miesiąca (choć lipiec dopiero się zaczyna i nie wiadomo, co nas jeszcze czeka). Najpierw odwołali koncert w stolicy. I tak nie planowałem na nim być, bo wybrałem Berlin, ale ze 25 tysięcy ludzi kupiło bilety i obeszło się smakiem (jak wiadomo, Gahan zaniemógł i 14 koncertów Tour Of The Universe poszło w niebyt). I oto dziś gruchnęła wieść - Depeche Mode jednak zagra w Polsce podczas tej trasy. Gdzie zagra? W Łodzi! I to dwa razy! 10 i 11 lutego 2010 roku, w nowej hali Arena Łódź - największym tego typu obiekcie w Polsce. Wiadomość o koncertach DM w Łodzi jest też o tyle ważna, bo pokazuje, że włodarze nowej hali zamierzają starać się o organizację dużych, dobrych koncertów (czy w ogóle imprez). Mam nadzieję, że pracują tam ludzie, którzy nie będą czekali na to, aż ktoś łaskawie zechce wynająć obiekt. Bo to w ich gestii leży staranie się o występy gwiazd, trzymanie ręki na pulsie i sprawdzanie, jakie zespoły planują trasy koncertowe, jakie szykują się w Europie i na świecie imprezy sportowe, widowiska etc. Życzę im (i sobie) nie tylko sprawnego zarządzania, ale i dalekowzroczności w budowaniu programu. W innym wypadku te niemal 300 mln zł, jakie kosztowała hala (na zdjęciu poniżej - fot. Tomasz Stańczak/AG), okażą się pieniędzmi zmarnowanymi. Szefowie katowickiego Spodka (o którym się dużo mówiło a propos przyszłorocznego koncertu DM) wiedzą już, że mają w Łodzi nie lada konkurencję, która (bardzo bym tego chciał) będzie rosła w siłę. Sprzedaż biletów na DM ruszyć ma podobno nawet w przyszłym tygodniu. Kto się wybiera?


A skoro jesteśmy przy Depeche Mode - jutro, czyli w sobotę 4 lipca w klubie Luka przy ul. Zgierskiej 26a, odbędzie się Party Of The Universe. Nietrudno się domyślić, za co będą wznoszone toasty.

Reklamują bloga Pik i Robi na Polterze. Bardzo miło z ich strony. To ja w takim razie odeślę do kolejnego absurdalnego filmiku z udziałem tytułowych bohaterów.