Jest dobrze. Nowy singiel Depeche Mode dzieli fanów, u jednych wywołując pełne uniesienia zachwyty, u innych zażenowanie, u kolejnych wołanie o powrót Wildera, a u jeszcze innych zwykłą radość. Pewnie są też ci, którym obojętne, co DM teraz nagrywa - wszak skończyło się na Music For The Masses. Wiem jedno - DM po raz kolejny pokazało, że ma gdzieś oczekiwania fanów i nagrywa taką muzykę, na jaką ma ochotę. I za to dziękuję Gore'owi, Gahanowi i - niech mu będzie - Fletcherowi. Takie podejście do tworzenia sprawia, że DM cieszy się u mnie niesłabnącym szacunkiem. Dlatego, za każdym razem, gdy czekam na nową płytę Depechów, nie mam żadnych konkretnych oczekiwań, żadnych nadziei, żadnych wyobrażeń co do dźwięków, produkcji, wokali czy kompozycji. Bo wiem, że Gore i spółka i tak zrobią coś, czego nie robili wcześniej. I jak już ukaże się nowy krążek, nie zmierzę go miarą nagrań z roku 1986, 1990 czy 2005. To nie ma sensu. Bo każda płyta to osobny, zamknięty rozdział - "napisany" w innych okolicznościach, adekwatny do czasu, w którym powstał. Nie ma kontynuacji, rozwinięć, wariacji na temat tego, co już było. I choć wielu nie chce tego zauważyć, ostatnie dwa albumy DM też wpisują się w ten układ.
A Heaven? Ktoś się spodziewał takiego singla? Ale jak to, ballada na początek? Przecież nie ma w niej nic z Personal Jesus, I Feel You czy nawet Wrong. I bardzo dobrze! No pohybel temu, co już było i mocnym numerom na start. Chociaż właściwie nie - Heaven też jest mocny. Właśnie przez to, że DM jeszcze nigdy nie zapowiadało nowego krążka takim utworem - krążącym wokół bluesa, wolnym numerem z fortepianem i gitarą na pierwszym planie. I chociaż to już moje dziewiąte z kolei oczekiwanie na nową płytę chłopców (ongiś) z Basildon - było zaskoczenie i były ciary przy pierwszym odsłuchu. Jak zawsze. Co do All That's Mine - drugiego, mocno elektronicznego kawałka z singla - na pewno bliższy jest sercom miłośników dawnych czasów, ale być może m.in. z tego powodu nie znajdziemy go na podstawowej wersji Delta Machine.
Płytka z remiksami Heaven - daje radę. Chyba najbardziej podobają mi się wersje Matthew Dear'a i Thomasa Fehlmanna. Natomiast najmniej - Owlle Remix. Zapewne dlatego, że spora częśc fanów DM chciałaby, aby właśnie tak wyglądała podstawowa wersja Heaven. Niedoczekanie. :)