sobota, 7 lipca 2012

Muzyczne rozkosze #11: Kafel, Klaus Mit Foch

O ile na reedycję płyty Mordoplan czekałem z utęsknieniem i nadzieją (karmioną tym, że ukazuje się teraz sporo nagrań niepublikowanych od lat 80.), o tyle wznowienia na CD nagrań gurpy Kafel zupełnie się nie spodziewałem. Raduję się więc podwójnie!


Mój egzemplarz winyla Mordoplan - jak sądzę - spoczywa w kartonie w piwnicy nieużywany od początku lat 90. (opuszczając rodzinny dom rozstałem się z gramofonem). Przez ostatnią dekadę ratowałem się płytą CD-Rom, na którą ktoś zrzucił zawartość jedynego czarnego krążka, wydanego przez grupę Klaus Mit Foch. Na szczęście nadszedł rok 2012 i po 24 latach od premiery, jedna z najciekawszych polskich płyt zimno/nowo falowych została wznowiona na CD. Na pytanie o zespół Klaus Mitffoch i jego płytę, wszyscy odpowiadają niemal zgodnym chórem - jedna z najlepszych polskich płyt lat 80. oraz Lech Janerka. I ja się z tym zgadzam absolutnie (Janerka od zawsze jest moim polskim numerem jeden). Nie zgadzam się natomiast z niedocenieniem i niemal całkowitym zapomnieniem tego, co nagrał Klaus Mit Foch. Jak wiadomo - Janerka opuścił macierzystą formację jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty. Część zespołu, uzupełnionego przez dodatkowe osoby (w tym nowego wokalistę Pawła Chylińskiego), pod zmienioną nazwą, kontynuowała działalność koncertową i nagraniową. Z działalności tej, zakończonej w 1989 roku, zrodził się jeden krążek. Mordoplan, bo o nim mowa, to dziesięć utworów z ciekawymi partiami basu, porządnymi, rozwleczonymi gitarami, uzupełnionymi przez skrzypce i nienachalną elektronikę. Takie kawałki, jak Słony, Tife tife, Ostatnie wakacje czy Chciałbym się rozpędzić do tej pory robią bardzo dobre wrażenie (muzyków Klausa Mit Focha uważano za znakomitych instrumentalistów, a ich dokonania porównywano z tym, co robił w tamtym okresie King Crimson). Zresztą - cała płyta, jak dla mnie, broni się jako przedstawiciel dobrej muzyki z lat 80. (a niech tam - w ogóle polskiej muzyki rockowej). Mordoplan na CD ukazał się dzięki wydawnictwu Rita Baum w nakładzie 500 egz. z których tylko 350 trafiło do sprzedaży.


Już nie pamiętam, jak kaseta grupy Kafel trafiła w moje ręce. Był początek lat 90. - czas, gdy ukazywało się w Polsce sporo kaset z muzyką generowaną za pomocą instrumentów elektronicznych (głównie były to całkiem interesujące poszukiwania w krainie muzyki, nazwijmy ją ogólnie - industrialnej). Kafel był jednak obok zasadniczego nurtu grup skupionych w wydawnictwie SPV - kasetę Egzalte wydał własnym sumptem. zresztą - bardziej był elektroniczny i synth niż industrial. I chyba dlatego spodobał mi się najbardziej. Szczeciński duet (działający początkowo jako trio m.in. z debiutującą na muzycznej scenie Kasią Nosowską) tworzył swoją muzykę przy pomocy komputera Amiga, klawiszy i samplerów Roland, Casio i Yamaha oraz szpulowych magnetofonów. Efekty pracy Darka Krzywańskiego, zajmującego się komponowaniem i obsługą całego instrumentarium, były wręcz znakomite! Egzalte słuchałem notorycznie, a wisienką na torcie okazała się możliwość zobaczenia Kafla na żywo w kwietniu 1992 roku. Niestety, w tym samym roku zespół zakończył działalność. I teraz, po 20 latach, wszystkie nagrania Kafla (z lat 1982-1992) zostały wznowione na CD. I to jak wznowione! W czarnym tekturowym pudełku mamy dwie płyty CD. Na pierwszej są elektroniczne eksperymenty z lat 1982-1986, a na drugim - cztery utwory z okresu, gdy w Kaflu śpiewała Nosowska oraz siedem kompozycji, które pierwotnie znalazły się na kasecie Egzalte. Całość reedycji (tylko 300 numerowanych egz.) uzupełnia bogato ilustrowana książeczka. Muzyka Kafla jest do cna elektroniczna, mroczno-melancholijna. Bardzo dobre wrażenie robią wokale Andrzeja Kwinto, którego głos świetnie pasuje do syntetycznych brzmień. I co ważne - Kafel pracuje nad nowymi kompozycjami!

A skoro piszę o reedycjach, to wszystko na to wskazuje, że jesienią wreszcie ukażą się na kompakcie Piosenki Lecha Janerki!