piątek, 23 marca 2012

Muzyczne rozkosze - #10


Z muzyką zespołu Senser zaprzyjaźniłem się wieki temu - w połowie lat 90., gdy wydali debiutancką płytę Stacked Up (1994). Być może ktoś jeszcze pamięta dość popularne kawałki z tego krążka - Age Of Panic czy The Key. Kasetę z premierowym materiałem Sensera zajeździłem na śmierć (po latach, wcale nie z problemami, udało mi się kupić to wydawnictwo na CD). Przez dłuższy okres nie śledziłem, co dzieje się w obozie tego mocno upolitycznionego, brytyjskiego rap rockowego zespołu (trudno tak do końca określić to, co gra Senser, bo jest tam i rap, i metal, i core, elektronika, czasem coś spokojniejszego). Kilka lat temu, na jednym ze stoisk na Castle Party, wypatrzyłem płytę Schematic z 2004 roku. Okazało się, że Senser działa i od czasu do czasu nagrywa. Przez Internet kupiłem krążek Asylum (1998) - jak dla mnie najwybitniejsze dzieło Brytyjczyków. Co ciekawe - płyta ta powstała po częściowym rozpadzie grupy, gdy odszedł z niej podstawowy wokal - Heitham Al-Sayed (wrócił w roku 1999). Na posterunku jako głównodowodząca została wokalistka Kerstin Haigh i z resztą bandu nagrała płytę od początku do końca doskonałą. Ostatnie dwa, brakujące w dyskografii krążki, ustrzeliłem podczas tegorocznego pobytu w Paryżu. Parallel Charge (2000) to nic odkrywczego, bo jest kompilacją dwóch pierwszych płyt Sensera (ale słucha się tego bardzo dobrze - w końcu są tam kawałki z najlepszych produkcji zespołu). How To Do Battle z 2009 roku to ostatnia produkcja grupy. Na pewno lepsza od Schematic. Sporo na niej mocno rozbudowanych kompozycji. Jak zwykle w przypadku Sensera - jest ostro i agresywnie. Muzyka porządnie zriffowana, podlana elektroniką. W spokojniejszych momentach Heitham nawet śpiewa, co wcześniej niespecjalnie mu się zdarzało. O ile do Rage Against The Machine, poruszającego się w podobnych klimatach muzycznych, nigdy nie mogłem się przekonać, o tyle Senser podbił moje serce i uszy.


Także z Francji przywiozłem album, który nieustająco przeglądam w celu napawania się jego zawartością (jest po francusku, więc z czytania nici, ale w tym przypadku najważniejsze są obrazki). 160 stron fotografii przedstawiających mistrza rocka, popu i przebieranek - Davida Bowie. Od lat pacholęcych po współczesne. Przegląd fryzur, odzieży, butów, makijaży, stylizacji - cztery dekady zabawy w kameleona. Bowie Style robi wrażenie. A przy okazji - wreszcie udało mi się kupić na CD moją ulubioną płytę Davida - Black Tie White Noise.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz