poniedziałek, 1 stycznia 2018

Muzyczne rozkosze #29: Yello - Live In Berlin


Czyż to nie piękny tytuł płyty w przypadku Yello? Mniej istotne jest to, że In Berlin. Ważne, że Live! Koncertowa płyta zespołu, który tak naprawdę nigdy nie miał w dorobku pełnowartościowego występu na żywo. Ależ wspaniale, że Szwajcarom zachciało się na stare lata stanąć na scenie oko w oko z łaknącą ich koncertów publicznością. I ja ich na tej scenie widziałem! Ale po kolei.

Latem 2016 roku Yello absolutnie niespodziewanie ogłosiło, że zagra w Berlinie dwa koncerty. A gdy bilety rozeszły się w kilka godzin, dołożyli kolejne dwa występy, na które wejściówek zabrakło równie szybko. Jeszcze przed październikowymi występami zespół wydał świetny album Toy, z którego część utworów stała się podstawą koncertowej setlisty. Niemal rok później światło dzienne ujrzał dwupłytowy album Live In Berlin (wydany także na DVD i blu-ray), będący podsumowaniem czterech występów w berlińskim Kraftwerku. Spośród dwudziestu zarejestrowanych utworów połowę stanowiły kompozycje ze wspomnianej płyty Toy. Setlistę uzupełniły wielkie przeboje Yello - Do It, Bostisch, Tied Up, Liquid Lies, Oh Yeah, Si Senor The Hairy Grill i zagrany na finał The Race. Boris Blank wykonał też solowy The Time Tunnel. Bardzo ciekawym elementem koncertu był improwizowany The Yellofier Song z wykorzystaniem muzycznej aplikacji na urządzenia mobilne, stworzonej przez Blanka. Występ brzmi świetnie, może aż nazbyt czysto - moim zdaniem przydałaby mu się odrobina koncertowego brudu (np. intensywniejsze brzmienie perkusji). Wizualnie też jest świetnie - Yello skorzystało z wielu archiwalnych klipów, ale oczywiście postarało się też o nowe obrazy. Na scenie, oprócz Meiera i Blanka, pojawiały się współpracujące z nimi wokalistki - Malia i Fifi Rong. Duetowi towarzyszył 3-osobowy chórek, 5-osobowa sekcja dęta, gitarzysta oraz dwóch perkusistów ze swoimi zestawami.



Jakaż ogarnęła mnie radość, gdy okazało się, że Yello zamierza dalej koncertować. Na 2017 rok ogłosiło w sumie aż dziewięć występów w Szwajcarii, Niemczech i Austrii. Udało mi się kupić bilet na berliński występ Szwajcarów - 31 sierpnia podczas targów IFA, z supportem w postaci niemieckiego 2raumwohnung. Był to pierwszy w karierze plenerowy koncert Yello. W porównaniu z występami z 2016 roku, delikatnej zmianie uległa setlista. Wypadły Electrified II i Cold Flame, a - ku mojemu szczęściu - pojawiły się Rhythm Divine i Vicious Games. Cóż mówić - zobaczyć na żywo Yello to spełnienie jednego z największych marzeń muzycznych. Jeśli tylko ogłoszą kolejne występy - nie wahajcie się ani chwili (sekcja dęta - jak to mówią - rozwala system).




2 komentarze:

  1. Piotrusiu, czyż nie trąci to myszką? A tak na marginesie (a może atak), znowu przesłuchałem Essential. A kysz, a kysz demonie przeszłości ;-)

    Mariusz G z urodzony w OM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie trąci. Jak zestarzało się bardzo dużo muzyki z lat 80., tak Yello z tamtych czasów się broni. Poza tym oni ciągle nagrywają - świetną, nowoczesną muzykę, w której oczywiście czuć kompozytorską rękę Blanka i słychać wokal dziadka Meiera.

      Usuń